niedziela, 29 marca 2015

DRIVE ME CRAZY (III)



IZAYA

Prawie nas przydybali, bo młoda musiała dać popis na dachu. Może powinienem jej pozwolić runąć w dół. Byłoby po kłopotach. Przyznaję, że po tym jak zabrałem ją kilka razy na „akcje”, dostrzegałem jej użyteczność, ale czy ja wiem, czy za taką cenę było to opłacalne? Chciałbym utrzymywać to w ryzach manipulacji. Ale ona była zbyt nieprzewidywalna. Nie czekała na moje instrukcje, działała zanim wydałem polecenie lub zanim zacząłem snuć na głos jakąś intrygę. Działała całkowicie samodzielnie, ale zupełnie tak, jakby wcześniej wyczytała każdą z moich myśli. Była moją naturalną prawą ręką. Ciężko było zrezygnować z takiego osobliwego podarku, bo właśnie tym dla mnie była. Dzięki niej mogłem być w dwóch miejscach równocześnie. Wystarczyło, że dałem jej swoją kurtkę i wysłałem na drugi koniec miasta i już miałem świetne alibi. Oczywiście nie wykorzystywałem jej tylko do tego. Jej zdolność działania wedle moich myśli tylko by się wtedy marnowała. Zacząłem zabierać ją ze sobą, jak dzisiaj. Miała pewną przypadłość, która dawała mi się we znaki, ale mimo to warto było mieć Ikari przy sobie, żeby samemu nie musieć brudzić sobie rąk. A, ta przypadłość? Oczywiście mam na myśli jej cholerną niezdarność.
– Na litość boską, Ikari! – Kiedy już wślizgnęliśmy się przez dach, ta głupia niedorajda poślizgnęła się na klatce schodowej i znów by spadła, zapewne wprost w ramiona ochrony, która już nas namierzyła, gdybym w porę nie złapał jej za kaptur. – Ostrzegam cię, zrób tak jeszcze raz, a poderżnę ci w nocy gardło. Nie żartuję – dodałem, obdarzając ją swoim firmowym uśmiechem zdolnego do wszystkiego, pozbawionego skrupułów psychopaty.
This is your last warning, a courtesy call
– Kurwa, przecież nie robię tego celowo! – obruszyła się i zanim zdążyłem ją poinstruować co dalej, sama wspięła się po wyrwach w ścianie, by wskoczyć na zawieszone pod sufitem rusztowanie. Po nim bez trudu przedostaliśmy się do sali dyskotekowej na ostatnim piętrze tuż nad głowami ochroniarzy. Trzeba było jednak tej mojej siostrze zostawić to, że przy całej tej swojej ułomności potykania się o każdy pyłek, pozostawała bardzo zwinna. Wiedziałem, że ma szajbę na punkcie futbolu amerykańskiego i od wielu lat trenuje, żeby dołączyć do jakiejś drużyny i dzięki zręczności miała na to kilku procentowe szanse, ale i tak nie mogłem sobie wyobrazić, żeby jej się to w końcu udało. Z dwiema lewymi nogami? Chyba do przeorywania murawy.
Zaszliśmy po rusztowaniu na drugi koniec dyskoteki, gdy uznaliśmy, że możemy spokojnie rozpocząć operację „wmieszać się w tłum”. Znów zadziałała telepatia rodzeństwa Orihara, bo oboje zeskoczyliśmy w tym samym momencie, wpadając pośród tańczących ludzi, oślepionych przez migające jak szalone światła. Po pięciu sekundach przebywania na parkiecie myślałem, że się od nich porzygam, ale Ikari najwyraźniej świetnie się wczuła. Niebywałe zdolności adaptacyjne – kolejna rzecz, za którą ją lubiłem. Jeszcze w locie ściągnęła z siebie czarną bluzę i przewiązała ją sobie w pasie. W krótkim czarnym topie i czarnych dżinsach, kręcąc głową i rozsypując wokół siebie długie włosy, wyglądała jak zwykła nastolatka, która przyszła się tutaj zabawić. Dostrzegła, że się jej przyglądam i posłała mi pełne dezaprobaty spojrzenie. No tak. W zapiętej pod szyję kurtce, stojąc nieruchomo pośród skaczącego tłumu, musiałem wyglądać niewiarygodnie. Wziąłem więc przykład z młodszej siostrzyczki i po chwili sam podskakiwałem w rytm dudniącej muzyki.
There's a rumble in the floor so get prepared for war
Piosenka była nawet znośna i być może dałem się na moment porwać temu fenomenowi górnolotnie zwanym muzyką, ale podrygiwanie bez celu nie było moim życiowym powołaniem, za to zmysł obserwacji i owszem. Zobaczyłem więc, że teraz to moja siostra stoi jak słup soli, odtrącając łokciami wpadających na nią ludzi. Przesunąłem się, żeby klepnąć ją w ramię, ale zyskałem tym jedynie to, że prawie oberwałem w zęby, bo gówniara wykręciła się nagle, wyrzucając przed siebie pięść, zapewne przekonana, że zaczepia ją jakiś imprezowy ruchacz. Widząc, że to tylko ja, próbowała w ostatniej chwili wyhamować cios, ale gdybym miał mniejszego skilla w unikach, niechybnie zarobiłbym w ryło. Chyba krzyknęła, że przeprasza, nie wiem, nic przez ten muzyczny harmider nie usłyszałem, na czytaniu z ust też się nie znam, ale co innego mogła rzec, kiedy mój poważny wyraz twarzy musiał dać smarkatej do zrozumienia, że zaraz ją zabiję?
Złapałem ją za rękę i wyprowadziłem z kręgu tańczących. Tradycyjnie mi się wyrwała i śmignęła po schodach na taras, skąd wychyliła się, błądząc wzrokiem po parkiecie. Wreszcie jej rozbiegane spojrzenie zatrzymało się na jakimś punkcie, a cała jej postać zastygła. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Nie powiem, zaciekawiło mnie, kogo tam dojrzała, zwłaszcza, że to co widziałem na jej twarzy, ta mieszanina złości i strachu… Nawet ja nie wywoływałem u niej tych dwóch uczuć jednocześnie, a przecież musiała zdawać sobie sprawę, że należę do tych bardziej niebezpiecznych z ludzi. W swoim stylu węszyłem dla siebie okazję, dlatego podszedłem do niej, udając zaniepokojonego, starszego brata. Nie zareagowała, kiedy oparłem się obok, więc szturchnąłem ją lekko. Tym razem zadbałem o to, żeby wiedziała, że to ja, bo ścisk na tarasie był tak duży, że mogłem mieć kłopoty z wykonaniem kolejnego widowiskowego uniku.
– No? Powiesz mi, co za urok cię trafił?
When it hits it'll knock you to the ground
– On – odpowiedziała tylko, lekko skinąwszy w przód brodą. – Co on tu robi?
Spojrzałem mimo woli przed siebie, ale tak jak się spodziewałem, nikt wśród ludzi nie trzymał w ręce tabliczki ze wskazującą na siebie strzałką.
– To znaczy kto? – dopytywałem cierpliwie, ze zdziwieniem rejestrując fakt, iż Ikari zaciska na barierce dłonie tak mocno, że pobielały jej kłykcie.
– Ten gnojek, Hirrrruma Youichi – syknęła, przeciągając spółgłoskę „r”. Wiedziałem co to znaczy. Ikari była bardzo, bardzo wkurzona. Co takiego zrobił jej ten Hiruma, że moja kochana młodsza siostrzyczka postanowiła go nienawidzić? Wtedy coś mi się przypomniało.
– Zaraz… Czy ty się z nim kiedyś nie przyjaźniłaś? No wiesz, jak byłaś mała?
Prawie zmiażdżyła mnie wzrokiem w odpowiedzi. Jeśli Shizuo się nie mylił i faktycznie istnieje mikro minimalna szansa, że można umrzeć od samego spojrzenie to… cóż. Musiało być blisko.
– Nie obrażaj mnie – dorzuciła, odwracając wzrok. Mój umysł nawiedził obraz czarnowłosego dzieciaka, z którym nie raz widziałem, jak szwenda się po dworze, rzucając do niego flaka z piłki i wrzeszcząc raz po raz „Touchdown!”,  co pasowałoby do futbolowego zajoba. Przyjrzałem się jeszcze raz otoczeniu. Gdyby nie to, że byłem wybitnym obserwatorem zapewne bym gościa nie poznał. Wyrósł, owszem, ale i rozjaśnił włosy oraz zainwestował w piercing, jednak to co miał w sobie charakterystycznego, pozostało. Stercząca fryzura, nietoperze uszyska, spiczaste zęby i wyraz twarzy skończonego psychola. Przy nim nawet ja uchodziłbym za wzór cnót i strażnika moralności. Przynajmniej z wyglądu. I chociaż sama jego aparycja mogła przykuwać uwagę, skuteczniej robił to… karabin, który miał zarzucony na plecy. Osobiście wpatrywałem się w broń z nieukrywanym zdziwieniem. Nie wyglądała na zabawkę.
And it shakes up everything around
– Czy on tutaj pracuje? – zadałem jedyne rozsądne przychodzące mi do głowy pytanie, wyjaśniające ten obrazek. Ikari prychnęła tak zajadle, że usłyszałem to mimo ogólnie rozpowszechnionego harmidru.
– Ten krrretyn nie pohańbiłby się żadną uczciwą robotą.
No, no. Robiło się naprawdę interesująco.
– Aha… A nie uważasz, że to dziwne, że nosi przy sobie kałacha?
– Dziwne? – Znów te spojrzenie Zrób-Mi-Tą-Przyjemność-I-Giń. – Ani trochę. On ZAWSZE ma przy sobie jakiegoś gnata. ZAWSZE, Izaya, czaisz? DZIWNE by było, gdyby był nieuzbrojony. Pytanie, kto go, na Boga, tutaj wpuścił.
W tym momencie zadecydowałem, że muszę sobie z tym Hirumą uciąć co najmniej przyjacielską pogawędkę. Jak swój, ze swoim.
– Twierdzisz więc, że ma nieograniczony dostęp do broni? – podpuszczałem.
– Chuj go wie, naprawdę. Ale po szkole to biegał już ze wszystkim, od bazooki, przez AK 47, po magnum 29.
Proszę bardzo. Trafiłem na coś w rodzaju żyły złota.
– Yhym, a wiesz to wszystko, bo…? Nie przypominam sobie, żeby militaria były twoją pasją.
Uwaga, powinienem był teraz zginąć po raz trzeci. Oczy Ikari rozgorzały krwawym, pełnym żądzy mordu blaskiem. Już myślałem, że nic nie odpowie a jednak:
– Tak jak wspomniałeś… Kiedyś… Ale to było dawnooo, dawnooo temu… Byliśmy, hmm… Bliżej.
– A teraz?
– A TERAZ NIE!
– Rozumiem, wyluzuj – próbowałem ją uspokoić, żeby pomogła mi zrealizować plan, który właśnie malował się przed czyma mojej wyobraźni. – Chodzi mi o to… Jakie teraz macie… relacje?
Mentalnie zaliczam zgon numer cztery.
But survival is a must
– Żadne, Orihara, żadne!
– Uuu, po nazwisku sobie jedziemy? – Puściłem do niej oko. – No dobra, Orihara, tylko nie ściemniaj. Znacie się, a skoro wywołuje u ciebie takie silne emocje, no to stoją za tym ewidentnie jakieś relacje… negatywne, oczywiście – zakończyłem, żeby nie musieć ginąć po raz kolejny.
Ikari przez chwilę się zastanawiała, wciąż obserwując Youichiego, który na moje oko zwyczajnie rozprowadzał po knajpie narkotyki. Nie żebym był ekspertem w tym temacie, ale koleś robił to dość otwarcie, bo chyba tak można było nazwać wymachiwanie na prawo i lewo przezroczystymi saszetkami, na których z daleka rozpoznałem symbol trupiej czachy. W życiu nie połknął bym tabletki z symbolem przywodzącym na myśl trutkę na szczury, ale chętnych wcale nie brakowało.
– Relacje… – prychała pod nosem Ikari. – Wrogie relacje. Zabić. Zgnieść. Zniewolić. Zapierdolić. – wyrzucała z siebie pojedyncze słowa, a brzmiało to co najmniej jak wystrzały z karabinu Hirumy. – W pewnym sensie teraz ze sobą rywalizujemy.
No i padło słowo, na które czekałem. Szansa na powodzenie planu wzrosła do siedemdziesięciu trzech procent.
– Hm, widzę, że ten chłopak z karabinem zalazł ci za skórę chyba bardziej, niż ty jemu.
– Słucham?!
– No on tam sobie handluje w najlepsze dragami, morda mu się cieszy, jakby właśnie zbijał na tym fortunę, a ty się temu przyglądasz i rwiesz włosy z głowy… Na mój gust jest jeden do zera dla chłopaka z karabinem.
Nie wiem czy wszyscy mają na wyposażeniu taki wyraz twarzy, jaki w tej chwili i w podobnych sytuacjach można było podziwiać na twarzy Ikari (swoją drogą zastanawiałem się, czy ja też tak mam). Nazwałbym to miną pod tytułem: „Ała, moja ambicja!”. Zawsze kiedy wjechałem na nią swojej siostrzyce, dziewczyna wyczyniała z twarzą takie rzeczy, że nic tylko pokazywać ją w cyrku. Wyglądało to miej więcej tak:
 Faza pierwsza: szok – brwi zderzają się o siebie, następuje sprężenie zwrotne na skutek zasysanego do płuc powietrza, w skutek czego obserwujemy chwilową wklęsłość twarzy w okolicy policzkowej. Tę część można by nazwać klasycznym: „You talking to me?!”. Potem następuje faza druga: wybuch – zgromadzone w narządach oddechowych powietrze powraca, by rozdąć aparat gębowy, z którego po chwili wraz z kropelkami śliny wylatuje wiązanka słów z dominantą wyrazów powszechnie uznawanych za obelżywe, mająca na celu 1. zanegować posłyszane oskarżenia 2. zbluzgać oskarżającego 3. opluć rozmówcę i wszystkich przypadkowych świadków „rozmowy” 4. jeszcze bardziej nabluzgać rozmówcy, najlepiej zmieszać z błotem, żeby już więcej się, gnój, nie pozbierał psychicznie 5. uświadomić oponenta w jak poważnym jest błędzie i zapewnić, że wkrótce zostanie mu to udowodnione.
Dlatego pierwsze części tej wiązanki puściłem mimo uszu, ignorując, że nazwano mnie parszywym łajdakiem i kreaturą bez serca. Ale kiedy zaczęła się odgrażać, że zaraz mi pokaże, kto tu jest górą i opowiadać, jak to zaraz dopiecze temu pomiotowi szatana, nadstawiłem ucha.
– Twierdzisz, że dasz radę urządzić mi tutaj  piekło? – upewniłem się, rzucając siostrze przeciągłe spojrzenie.
So will you stand with us?
– Jak jasna cholera! – zarzekała się, uderzając w pierś, a zaraz potem zaczęła chichotać jak popieprzona. – Stary, ja ci tu zrobię taką piekielną rozpierduchę, że sam Lucyfer wpadnie na tą imprezę, zobaczyć co się święci!
Przysięgam, że jej niepohamowany śmiech zagłuszył nawet konsoletę DJa.
– Ciekawi mnie, jak zamierzasz to zrobić… – podpuszczałem dalej gówniarę. Naprawdę potrzebowałem tu ostrego zamieszania.
– Żartujesz? – Przestała się śmiać, ale chyba kosztowało ją to sporo wysiłku, bo aż dostała czkawki. – Wystarczy, że za-hik!-czepię tego popaprańca, a wpadnie w szał w…hik! Ile mi dajesz? Mogę go doprowadzić do paranoi w.. hik! W pięć sekund!
– Daj mi piętnaście minut, muszę się dobrze ulokować.
– Piętnaście, hik!, minut?! Nie doceniasz mnie…
Westchnąłem i złapałem ją za ramiona. Za bardzo się nakręciła. Musiałem ją nieco ostudzić, bo wszystko mi, mała wariatka, zepsuje.
– Nie wątpię w twoje umiejętności, skarbie. Wiem, że doprowadzanie ludzi do szewskiej pasji to twoje hobby i twoja specjalność. Ale potrzebuję tych cholernych piętnastu minut, więc czy mogę cię tu zostawić z nadzieją, że przez następny kwadrans nie rozniesiesz  knajpy?
Skinęła głową. To mi wystarczyło. Puściłem ją i wyciągnąłem z kieszeni paczkę slimów.
– Dżizys, ciężkie z ciebie dziecko. – Odpaliłem papierosa i podałem gówniarze, żeby się wyluzowała. Z przerażeniem patrzyłem, jak zaciąga się dymem i wypuszcza go nosem, nie uznawszy za stosowne nawet udawać przed starszym bratem, że się nim zakrztusiła. Zero autorytetu. Trochę to było smutne, w sumie.
– To co jest z tym gościem nie tak? – zapytałem, zabierając jej z palców fajkę i spoglądając na blondyna, który świrował teraz, przykładając broń do głowy jakiegoś typa, który pewno chciał wyłudzić od niego działkę na krechę (swoją drogą… jak bardzo ironicznie było by brać działkę na kreskę?). – Nadepnęłaś mu na odcisk?
Ikari wzruszyła ramionami, podpierając twarz na ręce.
– Po prostu – wyjaśniła mi ze swoją zwykła elokwencją. – Hiruma to zwykły idiota.
Mogła tak mówić, ale koleś musiał mieć niezłe plecy albo niezłego haka na ludzi, skoro działał tak oficjalnie w takiej sprawie jak nielegalny handel z zapewne nielegalną bronią zarzuconą na ramię. Do tego potrzeba inteligencji. Albo przynajmniej sprytu.
– Daj spokój. Musiałaś mu jakoś dopiec, skoro nie znosi cię do tego stopnia, że gwarantujesz mi tu taką rozróbę.
Can you feel it? Make it real
– Już ci mówiłam. Nie przepadamy za sobą. On nie lubi mnie, a ja jego.
– Tylko że ja muszę mieć pewność, że twoja prowokacja wypali.
– Spoko. Wkurzam go jeszcze bardziej niż ciebie. Poradzę sobie.
– Czyli będzie piekło? – pytam po raz ostatni, gasząc papierosa o podeszwę buta. Ikari wyszczerzyła się w odpowiedzi.
– Wiesz co mówią o Youichim?
– Szczerze mówiąc, do tej pory mało słyszałem o tym gościu. A co mówią? Że to syn szatana?
– Coś w tym stylu, więc nie martw piekłem, dobrze, braciszku? – Poklepała mnie po ramieniu, odwracając się, żeby odejść. – Bo Hiruma to podobno diabeł w przebraniu człowieka.
– A ty wyzwolisz jego piekielne moce, tak?
– Jestem w tym najlepsza.
– No to bierz go. Tylko pamiętaj! Piętnaście minut!
Zniknęła w tańczącym gronie nieznajomych. Już miałem udać się pod pokoje VIPów, kiedy mój wzrok przykuła znajoma twarz. Ten smarkacz Kida… Co on robi w Rzeźni? To nie jest bar dla dzieci. A z niego było wybitne ziółko. Mógłby pokrzyżować mi plany. Obserwowałem go jak niesie dwa drinki w stronę loży na piętrze poniżej. Tylko przy jednej z nich dostrzegłem kogoś, kto wygląda, jakby się niecierpliwił. Kobieta. Czerwone włosy. Znajoma Kidy? Dlaczego jej nie znam. To randka? Na oko wyglądała wciąż na licealistkę. Ale kim ona, u diaska, była? W życiu jej tu nie widziałem. Kto to jest? Czemu nie mam o niej żadnych informacji? Wychyliłem się przez barierki, żeby przyjrzeć jej się uważniej, a wtedy ona uniosła głowę i spojrzała wprost na mnie. Cóż za wyczucie… A może też miała dar obserwacji?
Wycofałem się, zastanawiając, czy dziesięć z piętnastu minut jakie miałem wystarczą, żeby czegoś się o niej dowiedzieć. Natychmiast. To nie do pomyślenia, żebym JA nie miał na czyjś temat ani jednej wiadomości. Znałem wszystkich w Ikeburko. A teraz poczułem się zagrożony. W mieście, które myślałem, że znam, pojawiła się nieznana twarz. Czysta kartka. Zmora. Moja zmora. Jak mogłem nie wiedzieć, kim ona jest?
Make me feel it
Nie mogłem.

7 komentarzy:

  1. No pacz! A przeszło mi przez myśl, że Izaya jeszcze raz. Ale myślałam, że to za proste.
    No to tak po kolei wedle czytania.
    W 2 akapicie jest ochrona, która ich zamierzyła, a zgaduję, że nie ta literka i miało być namierzyła. Chyba. Przypominam: zgaduję. Ale kto Cie tam Wilczy wie.
    "Z dwoma lewymi nogami?" A nie dwiema? Bo z dwoma to się, można, bawić panami.
    Już kocham duet Ikari&Izaya. No i ta piosenka. Tak bardzo wkręca się w głowe. Mimo, że ją znam. W połączęniu z tekstem. Ohy i Ahy!
    Ale... Tell me... Jaka tajemnica będzie stała za bratowaniem tutaj? :P Tutaj chociaż oboje są ludźmi. Bo są nie? Ale za to też główki sobie uciąć nie dam.
    "Naprawdę, taki ja uchodziłbym przy nim za wzór cnót i strażnika moralności."
    Tu nie mam pewności, czy się przyczepić. Ale wydaje mi się, że coś zgrzyta jak czytam.
    Bo albo: taki "ja" uchodziłby... Albo wtedy bez "taki" bo inaczej coś średnio.
    Ok. Rozkmina na temat Hirumy (tak obejrzałam to cośtam, o ile nie mylę postaci) Super. Super <3
    "– Dziwne? – Znów te spojrzenie Zrób-Mi-Tą-Przyjemność-I-Giń. – Ani trochę. On ZAWSZE ma przy sobie jakiegoś gnata. ZAWSZE, Izaya, czaisz? DZIWNE by było, gdyby był nieuzbrojony. Pytanie, kto go, na Boga, tutaj wpuścił." <- I ta część mi się bardzo podoba. Też nie wiem, kto go wpuścił. Ale... No przecież. Nie może być normalnie.
    "Uwaga, powinienem był teraz zginąć po raz trzeci." Haha! Jak ja kocham zabijające spojrzenia. "Mentalnie zaliczam zgon numer cztery."
    Ludzie, jak ja kocham Izayę.
    "W życiu nie połknął bym tabletki z symbolem przywodzącym na myśl trutkę na szczury, ale chętnych wcale nie brakowało." No i kolejny headshot!
    "Nazwałbym to miną pod tytułem: „Ała, moja ambicja!”." Tak! Tak! Soł tru!
    Ooo! A jednak nie zgadłam. Czerwone ślepka to jednak Izayi.
    P.S. Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Już poprawiam, już, już! Tris, thx za czujnosć, kochanie :D Musisz pokochać Hirumę! Jego się nie da nie kochać! Jego i jego arsenału! Czirs! Ja wciąż w meczowym nastroju szkoda ze opijac trzeba rrremis! Hiruma by sie wkurwił, no.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal nie mogę uwierzyć, że Ikari nazwała Hirumę "zwykłym" idiotą. Niezwykłym, diabolicznym, tak spoko. Ale zwykłym? :P

    Rrrr. barrrdzo to był dobry pomysł. Nadaje takie... specyficzne wrrażenie. Hehe. Ikari dobrze trafiła poznając takich kolesi jak Grrrimjow. Hirrruma. Derrrek. xD :D

    Izaya <3 choć nie widzę go w roli kochanego troszczącego sie braciszka jak np Edziu, ale na swój sposób martwi się o Ikari... nie? xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Serdecznie zapraszam do nowo powstałego Spisu Opowiadań http://nasz-spis-opowiadan.blogspot.com/, na pewno znajdziesz tam coś dla siebie ;)
    Dopiero zaczynamy, więc każda nowa osoba i blog są dla nas ważne!

    Załoga Spisu Opowiadań.

    P.S. wciąż poszukujemy osób, które dołączyłyby do naszej załogi!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do spisu blogów, a mianowicie Katalogu Euforia! http://katalog-euforia.blogspot.com/
    Dołącz i ty!
    Pozdrawiam, taasteful :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem przez przypadek trafiłam na tego bloga, ale wcale nie żałuję. Trochę nie mogłam się w tym wszystkim połapać, ale tak to jest jak czytelnik dołącza po jakimś czasie. Nic dodać nic, nic ująć; Twój tekst mnie zauroczył, więc dołączam do grona Twoich stałych czytelników (może przy kolejnych rozdziałach zdążę się bardziej połapać) :) Jeśli znajdziesz chwilę, to zapraszam także do mnie. Nie ukrywam, że mam całkiem inną tematykę, ale być może Ci się spodoba :) Pozdrawiam serdecznie :)
    historia-piorem-pisana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń