Rrrozdział ze specjalną
dedykacją dla Trrrris, która
ostatnimi czasy rozpieszcza Wilczego cudownymi artami, od których dostaję
CENZURA, CENZURA i jeszcze raz CENZURA. Żałuję, że nie mam bardziej odpowiedniego
rozdziału, bo chyba powinnam z tego tytuły wymyśleć jakiś eventowy myk, ale może
lepiej faktycznie nie, bo nie wiadomo, co za seksy by z tego wyszły :D A lepiej
oszczędzić chyba wszystkim takich, ekhem, eventów ;) BTW społeczeństwo funkcjonujące
ze mną na co dzień powinno być Ci wdzięczne i obdarować Cię gratyfikacjami
pieniężnymi, bo dzięki tym artom chodzę zadowolona i dużo bardziej „do życia”,
a dużo mniej uszczypliwa, niż zwykle! Medal się należy. Artami będę się chwalić
na Drodze, a Ghoula zalinkuję, gdy tylko pojawi się na Behindzie.
Tak
jak mówiłam, zamierzam umrzeć w szczęściu.
_______________________________
MINAKO
Ostatni
raz zerknęłam na siebie w lustrze, przygładzając odstający, jaskrawoczerwony
kosmyk. Wiedziałam, że sterczenie tu dłużej i obwinianie się nie ma sensu, a
jednak…
Staring in the mirror with myself to blame
Staring in the mirror with myself to blame
Odetchnęłam
raz jeszcze, przemyłam twarz zimną wodą i wyszłam ze szpitalnej łazienki.
Przecież dzięki Bogu nikomu nie stało się nic poważnego. A ja nawet nie
chciałam tego wieczoru nigdzie wychodzić. Tyle razy powtarzałam Kidzie, żebyśmy
zostali w domu, więc to, że on teraz leży w szpitalu, nie jest spowodowane moją
upartością. Odetchnęłam, próbując nabrać pewności siebie. Kida powiedziałby to
samo. I zapewne powie, bo ten urwis z miejsca umiał zorientować się w moich
odczuciach. Powinnam się w zasadzie cieszyć z tego wszystkiego, co się
wydarzyło. Przynajmniej Jay zdawał się być zadowolony z rozwoju sytuacji. Takie
odniosłam wrażenie, składając mu telefoniczny raport. Nawet mnie pochwalił.
Może nie można tego było nazwać
oficjalną pochwałą, bo powiedział tylko: Dobra
robota, mała, ale podobno w jego ustach znaczyło to prawie tyle, co dostać
order z rąk generała. Aha i jeszcze miałam tak
trzymać. Wciąż dyskretnie przyciągać uwagę Oriharów. Siostra ci go wystawi, tak mówił Jay. Trzymaj się tej smarkuli, a doprowadzi cię do siedliska zła. Musimy
mieć na niego twarde dowody. Nie schrzań tego. Ta. Łatwo było mówić. Ale to
ja narażałam się na bezpośredni kontakt z psychopatą. A nawet z dwoma! Bo nie
wierzę, że jego siostra miała równo pod sufitem. Nie po tym, co zaobserwowałam
po połowie semestru szkolnego. Jeśli Hiruma uchodził za wcielenie diabła, ona
mogła śmiało ubiegać się o stanowisko naczelnej diablicy. I ja się miałam z nią
zaprzyjaźnić? Od trzech miesięcy nie miałam odwagi odezwać się do niej z
własnej woli w obawie, że w odpowiedzi zionie na mnie ogniem.
Sometimes I'm afraid of the thoughts
inside
Przełożyłam
siatkę z owocami do drugiej ręki, bo od ciężaru grejpfrutów, pomarańczy i
bananów jednorazówka wżynała mi się w dłoń. Jaki to był numer pokoju? Siódemka?
To powinno być na parterze. Minęłam wielką, przystrojoną czerwonymi bombkami i
grubym, niebieskim łańcuchem choinkę i ruszyłam szpitalnym holem. Korzystając z
okazji, że mijała mnie pielęgniarka, dopytałam się, gdzie znajdę pokój numer
siedem. Wskazała ręką koniec korytarza. Skinęłam głową w podziękowaniu.
Zatrzymałam się przed pokojem, odetchnęłam i już miałam zapukać, ale… Hałasy
dobiegające zza drzwi nie wskazywały no to, by moja obecność miała szansę być
zauważona przez zamanifestowanie jej w tak delikatny sposób, więc po prostu
otworzyłam drzwi.
To,
co działo się za nimi, przechodziło ludzkie pojęcie.
Jak
to się stało, że położono ich w jednej sali? Kto do tego dopuścił?
Nieśmiało
przekroczyłam próg, osłaniając na wszelki wypadek głowę rękami, żeby
przypadkiem nie oberwać jednym z latających przedmiotów. Udało mi się bezpiecznie
przetransportować w kąt pomieszczenia, skąd mogłam w miarę komfortowo
poobserwować, co dokładnie się dzieje.
Na
sali znajdowały się trzy łóżka. Wszystkie pod jedną ścianą. Na środkowym leżał
Kida, który z pustym wzrokiem utkwionym w przestrzeni przed sobą zdawał się być
całkowicie oderwany od tej przygnębiającej rzeczywistości, w której toczyła się
prawdziwa wojna. Na łóżku od okna siedział mój Obiekt nr 1. Wystarczył mi tylko
krótki rzut oka, by stwierdzić, że upaja się on panującym wokół chaosem i nie
próbuje na niego reagować, a broń Boże jakoś mu się przeciwstawić. Za to
próbował konsumować szpitalny posiłek, na który składała się maślana bułeczka,
owsianka i herbata, rozłożone na plastikowej tacy. Konsumpcje zakłócały mu
różne rzeczy, które nadlatywały w jego stronę, dość często lądując w owsiance.
Z tego co zauważyłam, znajdował się już w niej wenflon, paczka chusteczek higienicznych,
rozwinięty bandaż, rozmokła bułka, którą najwyraźniej wzgardził jego napastnik
i niebieskie przeciwsłoneczne okulary. A jednak Izaya niewiele sobie z tego
robił, wytrwale zanurzając łyżkę w zupie mlecznej i siorbiąc z niej, raz po raz
przegryzając ją bułką. Godna pochwały cierpliwość. Czasem tylko wykonywał
gwałtowniejszy ruch głową, unikając innych nadlatujących przedmiotów. Przez
twarz obwiązany był chustą. Opatrunek zasłaniał jego lewe oko. Jednak drugie
wciąż miał czujne, bo teraz utkwił je we mnie, żując pieczywo, a ten jego
uśmiech…
Nowhere to hide inside my mind
Prędko
zwróciłam wzrok na drugi koniec sali, gdzie leżał ten uroczy człowiek, Shizuo.
Pamiętałam go jeszcze z czasów, zanim wyjechałam do Ameryki. To od zawsze był
narwany chłopak. Słyszałam coś, że wybitnie się z Izayą nie lubią, że jeden drugiemu
nie popuszcza i generalnie mają ze sobą ostro na pieńku, chociaż nikt nigdy nie
umiał mi odpowiedzieć na pytanie – dlaczego? Może oni sami tego nie wiedzieli.
Czasami nie znosi się kogoś z urzędu, czyż nie? Shizuo z całą pewnością nie
znosił Orihary, bo mimo licznych opatrunków, przez które już zaczynała sączyć
się krew, gimnastykował się jak mógł lub jak mu na to pozwalały obrażenia, by dosięgać
znajdujących się w pobliżu rzeczy, a następnie ciskać nimi przez całe
pomieszczenie, celując mniej więcej w Izayę. Nie było to ani szczególnie
pomysłowe, ani skuteczne, ale mężczyzna najwyraźniej nie był w stanie wstać z
łóżka o własnych siłach, by spuścić swojemu wrogowi zwyczajowy wpierdol. Nie
wiem, czy przejął się moją obecnością, czy po prostu zabrakło mu lżejszych przedmiotów,
którymi był w stanie rzucić (a trzeba przyznać, że udało mu się rzucić nawet
parawanem, mającym zapewniać pacjentom jakąś dozę intymności, odgradzając go od
współlokatorów), nagle zaprzestał prób oderwania od podłoża przymocowanej do
niego szafki. Jęknął, a spod bandaży, którymi był obwiązany w żebrach, wypłynęła
strużka krwi.
–
I tak jest, od kiedy się ocknął – zaskomlał Kida, machając do mnie niemrawo
ręką.
–
M-Może po kogoś pójdę? – zapytałam ze strachem, patrząc na zwijającego się z
bólu Heiwajimę.
–
Luz, dam se radę – jęknął Shizuo, spluwając na podłogę krwawą plwociną.
Przerażona,
spojrzałam na Kidę, a ten tylko wzruszył ramionami.
–
To twardziel, jak mówi, że da rade, to znaczy, że da – uspokoił mnie i poklepał
kołdrę, zachęcając, bym usiadła obok niego. Spełniłam jego prośbę. Z bliska
jego twarz wyglądała naprawdę podle i ja również tak się poczułam, biorąc na
siebie całą odpowiedzialność za jego podkrążone oczy i widoczne wyczerpanie.
I'm scared
that you'll compare
and I'll look
a lifetime past repair
–
O nie, znam tą minę. – Głos Kidy przybrał karcący ton. – Nie próbuj tu czasem
nade mną płakać, bo cię strzelę.
Najdłużej
przybywał w płonącym budynku i zdążył poparzyć sobie drogi oddechowe, przez co musiał
być jakiś czas intubowany, by wyeliminować ryzyko uduszenia się przez
spowodowaną opuchlizną niedrożność. Wystarczyło, że wyobraziłam sobie te wszystkie
rurki, które utrzymywały go przy życiu prze pierwsze godziny i już krajało mi
się serce, ale spróbowałam dzielnie się uśmiechnąć.
–
Daj spokój, dzieciaku, kto by się o ciebie martwił? – prychnęłam, siadając na
brzegu łóżka i ignorując rozlegający się za mną chichot.
–
Może ty? – podsunął Kida, dźwigając się na łokciach.
–
A co ja nie mam co do roboty? – odpowiedziałam, a jednak wbrew słowom
pogładziłam go po dłoni.
What if my words are meaningless?
–
Kiedy cię wypisali? Chciałem przyjść na twój oddział, ale zabronili mi wstawać…
–
Ty głupku! Jak niby chciałeś przemieszczać z tym całym rurociągiem?! Tylko bym
cię tam zobaczyła, a byłbyś teraz na oiomie!
–
A gdzie ja niby teraz, kurde, jestem?
–
No to w kostnicy!
–
Brr, ale się agresywna zrobiłaś, siostrzyczko.
Słowo
„siostrzyczko” wypowiedział nieco głośniej. Siorbanie owsianki za mną ustało.
–
Mówiłem ci, żebyś nie nazywał mnie tak przy ludziach! – ochrzaniłam go, udając,
tak jak się wcześniej umówiliśmy, że rozzłościło mnie to określenie.
–
Myślałem, że jesteś jedynakiem – odezwał się obrażony głos. Odwróciłam się przez
ramię. Izaya patrzył z urazą na Kidę. – Jak mogę nie wiedzieć takich rzeczy?!
–
Eee… A co ty biografię mi piszesz? – Masaomi zmarszczył brwi, wyglądając zza
niezaciągniętego parawanu i śmiało odpowiadając na brązowo-czerwone spojrzenie.
–
Od tego jestem w tym mieście, żeby wiedzieć o ludziach takie rzeczy, jak to, z
kim są spokrewnieni! – Orihara zsunął nogi na podłogę, odchylił opaskę i
wpatrywał się na zmianę we mnie i w Kidę zmrużonymi oczami, zupełnie jakby
szukał w naszych twarzach podobieństwa i potwierdzenia, że mamy wspólnych
przodków.
–
Masz nowe hobby? – Po intubacji Kida brzmiał, jakby wieloletni tytoniowy nałóg
zdarł mu gardło. Dodać do tego ogólną prezencję „Chyba zaraz wybieram się na
tamten świat” i otrzymujemy wyglądającego naprawdę śmiertelnie poważnie
Masaomiego. – Teraz zajmujesz się tworzeniem drzew genealogicznych mieszkańców
Ikeburko?
Izaya
tylko prychnął ze złości, ale spostrzegłam, że już ukradkiem rozgląda się wśród
rzuconych mu przez Shizuo przedmiotów, zapewne w poszukiwaniu czegoś ostrego
lub czegokolwiek, czym mógłby wyrządzić ludziom krzywdę. Byłam skłonna uwierzyć,
że w razie konieczności był gotów wyrwać sobie własny wenflon i zadźgać kogoś
samą igłą. Wolałam profilaktycznie interweniować. Nie, żebym wcześniej to
zaplanowała…
–
Hej, Izaya-kun…
Odwróciłam
się na łóżku, przodem do Izayi i… Prawie się z nim zderzyłam. Cholernik odsunął
parawan zupełnie na bok i siedział teraz pochylony, opierając łokcie na
kolanach. Opaskę z opatrunkiem, którą powinien nosić na oku, miał wciąż
nasuniętą na czoło, przez co śmiesznie odstawała mu grzywka i wyglądał jakby
należał do jakiegoś klubu atletycznego. Nie wiem, czy to przez uraz oka i
ogólne zaczerwienienie, ale jego lewa tęczówka wydawała mi się naprawdę
krwistej barwy. Wyglądało to dość demonicznie. Przekrwione do granic możliwości białko, opuchnięta od urazu, lekko opadająca
powieka, a jednak jego spojrzenie nie nabrało mglistości, pozostało bystre,
identyczne jak te, spozierające z drugiego, zdrowego oka o tęczówce brązowej
jak roztopiona czekolada.
What if my heart's misleading this?
–
No? – ponaglił zachęcającym tonem, uśmiechając się w odpowiedzi na mój
taksujący wzrok. – Zdaję się, że chciałaś mi cos powiedzieć.
–
Tak! – zreflektowałam się, przytakując. – Jeszcze nie miałam okazji ci
podziękować. A przecież wyniosłeś mnie z płomieni… Gdyby nie ty… – zawiesiłam
niemal łamiący się głos i opuściłam głowę.
Za
moimi plecami Kida chyba chichotał, przynajmniej tak zinterpretowałam jego
charkot, mimo, że brzmiało to bardziej, jakby biedak się kończył. Miałam
nadzieję, że nie wziął sobie swojej roli zanadto do serca, bo bardzo nie
chciałam mieć przyjaciela na sumieniu. Oczywiście moja pamięć miała się całkiem
dobrze i wiedziałam, że ten syn wszetecznicy, Izaya, najpierw mnie obezwładnił,
a dopiero potem wyprowadził z „Rzeźni”. Dla dobra sprawy warto było jednak przemilczeć
ten moment i poudawać, że rzeczywiście nie mogłam opuścić budynku o własnych
siłach i jestem zobowiązana Oriharze, który wspaniałomyślnie pomógł nieznajomej
kobiecie. Będąc mu dłużna, mogłam to wykorzystać i próbować się odwdzięczyć.
Właśnie tak tworzyło się preteksty. A mój był całkiem niezły.
–
Nie ma sprawy – odpowiedział na moje wyznanie i z powrotem położył się w łóżku,
naciągając opatrunek na oko, które zaczynało łzawić. Włożył ręce pod głowę, ale
od świdrującego wzroku psychola nie był łaskaw mnie uwolnić. – Jak przyjdziesz
jeszcze do Kidy, kupisz mi gazetę?
–
Jasne. – Uśmiechnęłam się do niego promiennie i wstałam z łóżka. – Kida,
przyjdę jutro. Tobie coś przynieść?
–
Sznur, żebym się mógł tu powiesić.
Zaśmiałam
się, jakbym usłyszała niezły dowcip i nachyliłam się, żeby ucałować go w czoło.
Byłam już w progu, właściwie już zamykałam za sobą drzwi, ale usłyszałam
jeszcze, co mówi Izaya.
–
Wiem jak się nazywasz – oznajmił. Przez szczelinę w drzwiach jednym okiem
mogłam obserwować nieodgadniony wyraz twarzy Orihary. Nie patrzył na mnie, krusząc
połowę bułki i wrzucając ją do resztek owsianki. – Nie jesteś prawdziwą siostrą
Kidy. Dowiem się, kim jesteś naprawdę.
Zatrzasnęłam
drzwi, ale zanim to zrobiłam, Izaya uniósł podbródek. Jeszcze przed chwilą
byłam pewna, że miał całkiem normalne, brązowe oczy. Dlaczego więc, znowu,
miałam wrażenie, że przez szparę w drzwiach przeleciała właśnie wiązka
laserowa? Wzdłuż mojego kręgosłupa spłynął elektryczny dreszcz.
„Dowiem
się, kim jesteś”.
Muszę
uważać, gdzie stawiam kroki oraz z kim i dokąd. Nie mogłam dać się przyłapać.
I
re-solicit every step
Jeśli
marzyła mi się chwila wytchnienia, no to cóż, musiałam te błogie plany odłożyć
na później. Ledwo zdążyłam ochłonąć po tych złowieszczych słowach jednego
Orihary, a już miałam do czynienia z tą wciąż-mam-nadzieję-mniej-szkodliwą z rodzeństwa
psycholi. Zabierałam właśnie swoje wierzchnie okrycie i buty z szatni, którą
szpital udostępniał dla odwiedzających w sprytnym wydaniu. Wrzucałeś w zamek
drobniaka i już mogłeś przekręcić kluczyk. Kiedy wkładałeś kluczyk ponownie, by
otworzyć szafkę, ona uprzejmie oddawała twoją monetę. Wygodne, nieinwazyjne
rozwiązanie jako kontra dla problemu galopujących po korytarzach ludzi w
zimowych butach pokrytych słotą i pluchą, na której tacy nieszczęśnicy, jak ja,
zazwyczaj beztrosko się poślizgiwali, by następnie powycierać podłogę własnym,
odzianym najczęściej w nowe dżinsy, tyłkiem. Teraz jednak była to najmniej
uciążliwa rzecz, która mogłaby mnie spotkać, a przynajmniej wolałabym to, niż
wpaść w ramiona małej Orihary. Wpaść bardzo dosłownie, bo kiedy odwróciłam się,
żeby zarzucić na siebie kurtkę, rozpędzona dziewczyna uderzyła we mnie niczym
ludzki taran i nie mam bladego pojęcia, jakim cudem obie nie wylądowałyśmy na
podłodze. Zamiast tego okręciłyśmy się kilka razy, trzymając się za przedramiona,
dosłownie jak w filmie dla gejów, a potem dziewczyna mnie puściła i wskoczyła
do mojej szafki. Nie wiem jak ona się tam wpasowała, może była
zmiennokształtna. Udało jej się nawet położyć na ustach – rozciągniętych w
irracjonalnym zacieszu – palec, nakazując mi milczenie, a także szarpnąć za
skrzydło drzwiczek, zatrzaskując je. Zdążyłam kilkukrotnie zamrugać z
konsternacji oczyma i już podjęłam decyzję, że w takim razie pozostawię
smarkulę w tej szafce, skoro takie było jej życzenie, ale nie, nie było mi dane
odejść stąd bez doświadczenia dalszych perypetii. Tylko się odwróciłam, a znowu
wylądowałam w czyiś ramionach. A raczej w jednym ramieniu, bo jego druga ręka
spoczywała na temblaku, co nie przeszkadzało mu zupełnie w dźwiganiu w niej
magnum jakiegoś sporego kalibru.
–
Ya. – To chyba było u niego jakąś formą przywitania, podobnie jak przystawianie
spotkanym ludziom lufy do skroni. – Gdzie ta franca?
–
C-Co?
–
Gdzie ta franca, się pytam! – Odsłonione w gniewnym grymasie spiczaste kły
wystraszyły mnie chyba bardziej, niż broń. No przepraszam bardzo, ale
zdecydowanie dużo bardziej wolę być zastrzelona, niż pożarta żywcem.
–
N-No wiesz, to jest podobno szpital, więc rzeczywiście można tu znaleźć jakąś
francę, ale ja nie jestem zarażona, więc może byś się odwalił?
Chyba
nie spodobał mu się mój tok rozumowania, bo zimno dociskanej do skóry lufy
prawie wżarło mi się w mózg i coraz bardziej zaczynałam się bać o jego (mojego
mózgu) prawidłowe funkcjonowanie. Myślę, że mogłoby mu zaszkodzić zwłaszcza rozbryzganie
na pobliskiej ścianie, gdyby magnum wystrzeliło.
I second guess myself to death
–
Przestań mnie wkurwiać! – Czy ja coś mówiłam, że Orihary to psychopaci? Hm, to
w takim razie kim był ten szajbus Hiruma? Zaawansowanym, pełnopierdolniętym socjopatą?
Czy może rzeczywiście posłańcem piekieł? Teraz byłam gotowa uwierzyć we
wszystko. – Dokąd pobiegła ta zbzikowana smarkula?!
Ponieważ
wciąż czułam się dość przyzwyczajona do własnej głowy i nie chciałam
przeznaczyć jej na ozdobę dla smutnej szpitalnej ściany, postanowiłam wziąć
czynny udział w jej ocaleniu, a miał mi w tym pomóc mały fortel.
–
Tam! – wykrzyknęłam, wskazując w korytarz
biegnący na oiom, ale uświadomiłam sobie, że gdyby ten czubek wpadł na
salę Kidy i znowu ściął się z Shizuo, to miałabym na sumieniu, oprócz Masaomiego,
kupę niewinnych ludzi. – Albo nie, tam! – Wykręciłam się, wskazując w drugą
stronę, ale zimna lufa pistoletu nie oderwała się od mojej skroni. Stałam wciąż
z wyciągniętą ręką, przełykając ślinę, a Hiruma nachylił się nade mną i
pociągnął nosem, jakby coś zwęszył.
–
Śmierdzi mi to… blefem. – Słusznie wydedukował i chociaż ta zmyłka nie była
najwyższych lotów, przypuszczam, że sława Hirumy jako mistrza blefów nie była
fałszywa. – Myślisz, że możesz mnie kantować?!
Próbowałam
udawać jeszcze bardziej wystraszoną. Moim nogom udało się nawet zadrżeć, więc
mam nadzieję, że wyglądałam przekonująco.
–
N-No d-dobra! Ona… Wybiegła ze szpitala! – Zagrałam złamaną ofiarę terroru, a
przyzwyczajony do terroryzowania ludzi Hiruma najwyraźniej to kupił, bo
wreszcie odsunął magnum od mojej czaszki.
–
Kekekeke! – Jezusie Litościwy, od tego chichotu włoski na karku naprawdę
stanęły mi dęba ze strachu. – Ona myśli, że mi zwieje? – Chyba gadał już sam do
siebie, a przynajmniej nie czekał na moją odpowiedź, kuśtykając do wyjścia.
Nawet kiedy zamknęły się za nim przesuwne drzwi z grubej szyby i tak usłyszałam,
jak drze mordę.
–
CERBEROOOOS!
W
kilka sekund po tym u jego nogi pojawił się demoniczny pies, któremu Hiruma dał
do powąchania coś, co nawet z daleka wyglądało mi na koronkowe majtki. Pies
chwycił trop i pobiegł gdzieś, ciągnąc za sobą Youichiego. Także na moment
niebezpieczeństwo zażegnane. Już miałam odejść i iść się ze stresu upić do
pierwszej napotkanej po drodze knajpy, ale usłyszałam walenie w szafkę, w
której zamknęła się Orihara. No tak, pewno chciała żebym ją teraz uwolniła.
Boże, miałam taką nikczemną zachciankę zostawić ją i uciec. Ale już słyszałam w
głowie reprymendę od Jaya, że zmarnowałam taką dobrą okazję, która wreszcie się
pojawiła. Z ciężkim sercem otworzyłam więc szafkę, czując się mniej więcej tak,
jakbym otwierała puszkę Pandory.
–
No siema. – Ikari wyszczerzyła do mnie ząbki, siedząc w kucki w szafce i
wyciągając do mnie łapkę, żebym pomogła jej wstać, co też uczyniłam, ale mam
nadzieję, że moja mina wyraziła pełną dezaprobatę. – Poszedł sobie? Głupi ciul.
–
Co jest między tobą, a Hirumą? – zadałam te pytanie, zanim zastanowiłam się nad
konsekwencjami, ale chyba każdy chciałby się dowiedzieć, czemu kolega z klasy
biega z bronią za swoją koleżanką. Niestety Ikari zinterpretowała to po
swojemu, bo zrobiła wielce oburzoną minę, co najmniej jakbym ją zapytała o to,
czy nosi stanik z push-upem.
–
A co ma być? – wycedziła, przyszpilając mnie spojrzeniem do rzędu szafek.
–
Noo… Bez powodu ganiacie za sobą zamieniając tą zacną placówkę medyczną w
szpital dla wariatów?
–
A co ci do tego? – Czy ja wyglądałam na osobę nieskończenie odporną na
mordercze spojrzenia Oriharów?
–
Tak tylko pytam… Z troski. Może trzeba zgłosić to na policję. W końcu koleś biega
za tobą z naładowanym gnatem.
–
Weź ty tą swoją troskę i sobie wsadź! – krzyknęła na mnie mała gówniara, biorąc
się pod boki. – Myślisz, że ten łajdak nie ma policji w kieszeni? Poza tym, to
jest nasza sprawa!
–
Raczej wojna.
–
Gówno ci do tego! – Owszem, tupnęła przy tym nogą. – Zamierzam zniszczyć tego
gnojka, a najpierw upokorzyć przed całą szkołą! Własnymi rękoma! – Zamachała mi
przeszczepami przed twarzą, na wypadek jakbym nie zrozumiała, że zamierza się
tym zająć osobiście. Na koniec raz jeszcze przytupnęła i odbiegła, odrzucając
do tyłu długie włosy z niebieskimi refleksami. Cóż. To by było chyba na tyle,
jeśli chodzi o nawiązanie przyjaznych stosunków z Obiektem nr 2.
Ojej! Jestem wzruszona, Wilczy! Teraz ja mam Cię ochotę wyściskać. Ale nie wiem czy chcesz czekać z ghoulem aż do czasu jego, znaczy jej, pojawienia się w akcji, bo to wiesz, trochę potrwa.
OdpowiedzUsuńA jaką mi reklamę walnęłaś, no niee. Nie wierzę. Ale ej... Nie było trzeba. Serio. <3 :* :* :*
To teraz czytam, o boru! O Minako! Btw. będzie kiedyś notka ze strony młodej Orihary?
Ok. Nie ma to jak zabawa w szpitalu. Kurde, pojemna ta miska z owsianką. Tylko... On to wcinał dalej, mimo tego wenflonu w tym? Ja wiem, że... Ooo... A myślałam, że to kochana siostra próbowała go zabić, a to Shizuś. Oh, my love Shizuś. Właściwie kocham ich obu... Ale ten wenflon to takie ten... Niehigieniczne trochę. Broń boru nie podejrzewam Shizusia o choroby typu wzw, czy htv, ale wciąż... Aczkolwiek scena cudowna.
"– Myślałem, że jesteś jedynakiem – odezwał się obrażony głos. Odwróciłam się przez ramię. Izaya patrzył z urazą na Kidę. – Jak mogę nie wiedzieć takich rzeczy?! "
Izaya zareagował tak, jakby co najmniej dowiedział się, że on sam ma jeszcze jedną siostrę.
"Teraz zajmujesz się tworzeniem drzew genealogicznych mieszkańców Ikeburko?"
To nawet ma sens! Izaya znalazł nowe powołanie. Niedługo dowiemy się, że jest w sumie archeologiem.
"– Nie ma sprawy – odpowiedział na moje wyznanie i z powrotem położył się w łóżku, naciągając opatrunek na oko, które zaczynało łzawić."
Najpierw przeczytałam: nie ma mowy. I myślałam, że skapnął się, co do tej "wdzięczności". Dżizys.
"Wpaść bardzo dosłownie, bo kiedy odwróciłam się, żeby zarzucić na siebie kurtkę, rozpędzona dziewczyna uderzyła we mnie niczym ludzki taran i nie mam bladego pojęcia, jakim cudem obie nie wylądowałyśmy na podłodze"
Normalnie takie sceny bywają bardziej romantyczne i nie wpada się na koleżankę- psycholkę.
"No przepraszam bardzo, ale zdecydowanie dużo bardziej wolę być zastrzelona, niż pożarta żywcem."
Tak! Obejrzałam o nim tylko 3 odcinki, ale i tak go lubię.
"– N-No wiesz, to jest podobno szpital, więc rzeczywiście można tu znaleźć jakąś francę, ale ja nie jestem zarażona, więc może byś się odwalił?"
To jest warte zapamiętania.
Ok. Przeczytałam całe i. Nie powiem, żebym czuła się w pełni nasycona, ale stanowczo lepiej, niż poprzednio.
I jeszcze jedno. Będzie romans między Izayą i Minako? Będzie? Będzie?
^w^
Żebyś wiedziała, ze następna notka będzie właśnie z perspektywy młodej :D Wstrzeli się i będzie powracać jako narrator. Zreszta nie tylko ona, w miarę opoweisci bedzie wgl przybywać perspektyw, brr.
OdpowiedzUsuńAno, niehigieniczne w choj, ale co się Iza głodny będzie przejmował :P chyba celowo trochę przerysowałam, ja jak wpadnę w taki nurt to mnie wkręca w stronę groteski. albo oarodii. Uwielbiam Pratchetta, mozedlatego :P Mature pisałam z niego! Miedzy innymi.
Arrcheolog :D o tak :D widze go na wykopaliskach :D
Paczaj Hirumę ! Ja juz dodalam d-graya do 'musze zobaczyc' nawet pol odcinka mi sie udalo machnac dopoki burza nie uebała mi neta -.-
hueh, romansow to tu bedzie troche, izaya tez bedzie kombinowal, ale ostatecznie sama nie wiem jeszcze, co mu wyjdzie ;D predzej jednak.. chyba w przyszłym rozdziale! uracze Cie małą, chyba, scenką z gatunku romansideł, ale nie między izą a miną :PP
O, no fajnie, bo jestem ciekawa jak to będzie wyglądać z jej perspektywy. >.<
OdpowiedzUsuńMatura z Pratchetta, mówisz? Boże, żal przyznać, ale mało wiem. Właściwie prawie nic. Warto coś przeczytać? Co byś poleciła?
Boże... matura. Dziwne wspomnienie.
Muah. To czekam wtedy na romans. Zobaczymy, co tam wylinisz z romansami. A D.graya obejrz koniecznie. >.< Wypatruj Crossa, Tykiego, Kandy <3 I Jasdevi koniecznie.
dziwne i coraz bardziej odległe dla mnie wspomnienie, o tak. ych.
OdpowiedzUsuńja sobie wzielam 'panowie i damy' bo temat o elfach mialam, ale wszystko ze świata dysku uwielbiam. zajrzyj do obojetnie ktorej, jak kupisz ten styl, t poleci ;P Kolo Magii bodajze chyba jest pierwsze. Bardzo momentami absurdale poczucie humoru, ale za to uwielbia sie chyab terry'ego ;) Zalezy, czy trafi w gust. ale polecam.
Tu nie będzie romansów, tu będą dzikie seksy, ganianie po lesie i zwierzęce zapędy <3 :P
OdpowiedzUsuńWiem, Phoenix, wiem... Chciałam to tylko jakoś ładnie nazwać.
OdpowiedzUsuń