Postanowiłam jebnąć rozdziałem, tak na wypadek, jakbym nie wróciła. Może kogoś by to pocieszyło. A teraz spierdalamy na pociąg, bo kurwa niektórzy panikują, że nie dostaniemy się na czas na peron 9 i trzy jebane czwarte.
______________________
IKARI
Kurrrwa
mać.
Dopiero
piętnaście po dwunastej?
Ja
pierdolę. Marnuję czas. Do jutra muszę zrekrutować biegacza, liniowych,
kopacza, iść się upić i wytrzeźwieć, a po drodze podpalić budę Devil Batsów,
upewniwszy się wcześniej, że ich kapitan jest zabarykadowany w środku.
Przez
jakiś czas zagapiłam się w zegar wiszący na ścianie. Dwadzieścia po. Ja tego
nie wytrzymam. Kurwa, kurwa, kurwa. Nie mam czasu! Ten palant, Hiruma, pewno
myśli, że już odpuściłam. Ale nie. Ja mu pokażę, że ze mną się nie zadziera.
Gdzie on jest?
Odwróciłam
się dyskretnie przez ramię. No dobra. Może ostentacyjne odwrócenie się na
krześle o sto osiemdziesiąt stopni i trzaśnięcie dłońmi o blat stolika za mną,
nie było jakieś sto procent dyskretne, ale podziałało. Hiruma podniósł na mnie
złośliwe, kaprawe, modre oczka znad ostatniej ławki i pokazał mi swój oślizły
jęzor, który wysunął się spomiędzy tych ohydnych kłów jak język jakiegoś gada.
Boże. Powinni mu już za dziecka spiłować te krwiożercze zębiska. Udałam, że
wymiotuje na zeszyt koleżanki, siedzącej za mną, a potem wyprostowałam się i
dwoma palcami wskazałam na swoje oczy, a potem na niego. „Obserwuję cię”,
wyszeptałam bezgłośnie i odwróciłam się przodem do nauczyciela, nim zdążył mi
zwrócić uwagę. Które była teraz? Dwadzieścia jeden po?! Jezu, umrę.
Zajęłam
się czymś bardziej kreatywnym niż lekcja ekonomii i wpływ gospodarki rolnej na
życie stadne chrapaka krętorogiego, mianowicie zaczęłam zawzięcie bazgrać po
marginesach, kręcąc przy tym głową w reakcji na wywód belfra. Wkrótce powstała
mi jakaś wiedźma, zatrważająco podobna do mnie tylko starsza o jakieś
trzydzieści lat. Na pocieszenie dźgała widłami w dupę jakiegoś diablopodobnego
typka.
When I'm old
and grey, or thirty,
or whatever
happens first
Jak
ta lekcja zaraz się nie skończy, naprawdę zejdę.
Kiedy
złamał mi się ołówek, z rezygnacją i pod wpływem nagłej obezwładniającej
depresji runęłam na blat, uderzając o niego czołem. Niech to się już skończy.
Litości. Zrobiło mi się niewygodnie, więc zmieniłam pozycję, przytulając policzek
do zimnej deski. Ktoś przyglądał mi się z boku. Zmarszczyłam brwi. To ta
dziewczyna. Ze szpitala. I z Rzeźni. Z mojej, kurwa, klasy! Kuźwa, jak ona
miała na imię? Coś z Chinami… A może była Chinką? Zaraz, co ona tam trzyma? Coś
mi pokazuje. Jakąś kartkę. Boże, no nie widzę, za daleko. Zmrużyłam oczy
składając małe literki w wyraz. „Zjemy… razem…. lunch…” Czy zjemy razem lunch?!
Spojrzałam na nią ze złością i odwróciłam głowę. Czy ja wyglądam jakbym, do
diaska, szukała przyjaciół?!
Zaraz
potem rozległ się w klasie głośny dźwięk dzwonka telefonu. Podniosłam głowę z
ławki i powoli oglądnęłam się na czerwonowłosą. Podparłam podbródek na ręce i
pytająco uniosłam brew na jej spojrzenie. Wkrótce patrzyła na nią cała klasa, a
ona z konsternacją rozglądała się po sali. Zlitowałam się więc i dałam jej
wskazówkę, pokazując pazurem na jej leżący przy ławce plecak, który aż dygotał
od wibracji i z którego to wydobywał się ten komórkowy jazgot.
–
Och, to mój! – zreflektowała się wreszcie, sięgając po niego. – Przepraszam,
muszę odebrać.
Kto
wie, co by się stało, gdyby nie ten telefon. Prawdę mówiąc, trochę się
zaczynałam poddawać. Ale kiedy ona przebiegła obok mnie… Nawet jej nie
zauważyłam. Poczułam tylko ruch powietrza, tak silny, jakby zawiał wiatr,
rozdmuchując mi włosy na twarz. Niedostrzegalnie. Drzwi wyglądały zupełnie tak
jakby same się otworzyły i same za sobą zamknęły. What the fuck.
I'll need you to reassure me I didn't
waste a verse
–
Przepraszam, ja też muszę…
–
Orihara, przecież tobie żaden telefon nie dzwoni.
–
Do kibla muszę.
Nie
czekając na pozwolenie, wybiegłam z klasy, czując na plecach spojrzenie diabła.
Niesamowite,
ale w ciągu tych kilku sekund, dziewczyna zdążyła przemieścić się na sam koniec
długiego szkolnego korytarza i teraz opierała się o parapet, dyskutując przez
telefon. Zaczęłam iść w jej stronę, aż w końcu doszedł mnie jej glos.
–
Nie, jeszcze nie… Spokojnie, Jay! Tak poza tym, miałeś nie dzwonić, jestem w
szkole! Tak, wiem, że mam odbierać każdy twój telefon, ale przecież sam mi
powiedziałeś, że… – Dostrzegła mnie dopiero gdy stanęłam za jej plecami. –
Naprawdę muszę kończyć. Zadzwonię później. – Rozłączyła się, odwracając się do
mnie i starając się nieco ode mnie odsunąć, bo podeszłam bardzo blisko, fachowo
ją sobie lustrując. Na jej nieszczęście miała za sobą tylko okno, więc nie
bardzo było gdzie przede mną zwiać. Przyjrzałam się jej nogom w wytartych dżinsach.
Nie wyglądały mi na narzędzia sprintera, a jednak…
–
Co to, kurwa, było? – zapytałam, podnosząc wreszcie wzrok na jej zdziwioną
twarz.
–
Ale co? Telefon miałam. Prywatny.
–
Nie. – Machnęłam niecierpliwie ręką. – Co TO – wskazałam na jej nogi – kurwa
było?! Wystartowałaś z tej klasy jak jakiś pieprzony Shinigami!
–
Shini…gami? – spytała niepewnie, ale zauważyłam, że nieco odetchnęła, widząc,
że stan w jakim się znajduję można było nazwać zaledwie niegroźną euforią. No,
jak dla kogo niegroźną.
–
Bogowie śmierci, Bleach, nie kojarzysz? – Objęłam ją za ramię, pomału prowadząc
w stronę schodów. – Shinigami mieli wypracowaną specjalną technikę
przyspieszającą ruch – Shunpo – i tak samo nazwiemy twój bieg.
–
J-Jaki mój bieg? – Spojrzała na mnie z przestrachem, więc uśmiechnęłam się do niej
pokrzepiająco, tylko że mój szeroki uśmiech zdawał się wprawiać ją w jeszcze
większy popłoch.
–
No jak to? Właśnie dostałaś powołanie do drużyny futbolowej – poinformowałam ją
tonem, wskazującym na to, że jest to wielkie wyróżnienie.
–
Ale ja nie umiem w to grać!
–
A co mnie to obchodzi?
Or worse,
what if my
life's work is reduced to just myself
Wyciągnęłam
ją przed szkołę i prowadziłam w stronę stadionu, patrząc uważnie pod nogi.
–
To musi być gdzieś tutaj…
Zatrzymałam
się przed włazem kanalizacyjnym jakieś pięćdziesiąt metrów od sportowego
pawilonu, w którym rezydowały Nietoperze.
–
Co ty wyprawiasz? – zapytała czerwonowłosa, widząc, że schylam się, żeby
podnieść pokrywę.
–
Pomóż mi, zamiast zadawać durne pytania.
Więcej
o nic nie pytała, chociaż po jej minie poznałam, że jej się to nie podoba. We
dwie jakoś udało nam się odsunąć właz, przynajmniej na tyle, żeby ktoś mógł się
przecisnąć do środka.
–
Dobra, właź tam. – Zachęcającym gestem zaprosiłam ją do środka.
–
Chyba żartujesz – oburzyła się. – Nie mam zamiaru tam nawet zajrzeć, dopóki nie
powiesz mi…
Uciszyłam
ją westchnięciem i niecierpliwym ruchem dłoni. Przysiadłam w kucki nad włazem.
–
Musimy skompletować resztę drużyny – oznajmiłam poważnym tonem.
–
Aha. Potencjalni członkowie nie kryją się pod ziemią? – Dziewczyna przykucnęła
obok mnie, wskazując na właz. No proszę, a więc miała jakieś poczucie humoru.
Może się dogadamy.
–
Nie. A przynajmniej mam taką nadzieję.
–
No to o co chodzi, Ikari?
To
mi o czymś przypomniało.
–
Właśnie, jak ty masz na imię, Chinatown?
–
Chinatsu! Chinatsu Kaguya!
–
Słabe. Potrzebujemy dla ciebie jakiegoś kryptonimu operacyjnego. – To mówiąc,
złapałam ją za rękę i podciągnęłam wyżej już podwinięty rękaw koszuli, z pod
którego wyłaniał się jakiś tatuaż. Teraz przyglądałam mu się w całości, przekrzywiając
z zaciekawieniem głowę. Na przedramieniu Chinatsu wytatuowane miała piórko. A
może to był płomień?
–
Co to jest?
–
Pióro feniksa.
–
Aaa-haa… No to ustalone! Będę na ciebie wołać Feniks!
–
Eee… No dobra, jak chcesz. – Wzruszyła ramionami, ale uśmiechała się. – Ty też
masz jakieś przezwisko?
–
Na boisku tak. – Wyciągnęłam zza bluzki swój naszyjnik i pokazałam go jej. –
Wiesz co to jest? – Pokręciła przecząco głową. – To wilczy kieł.
–
Prawdziwy?
–
No. – Wyszczerzyłam się. – Jak byłam mała, mój głupi brat wrzucił mnie w zoo do
wybiegu z wilkami. Jednemu wybiłam ząb.
–
Taa, jasne… – parsknęła Minako, nie wierząc mi, ale szybko przestała się śmiać
pod wpływem mojego morderczego spojrzenia. – I teraz wołają za tobą Wilczy
Kieł?
–
Wystarczy sam Wilczy. A naszą drużynę przechrzcimy na… – Zaczęłam podwijać
własny rękaw, spod którego wyłonił się wydziarany wilczy pysk. Przyłożyłam rękę
do ręki Kaguyi. – Ogniste Wilki!
–
Ale ja naprawdę nie jestem…
–
Cicho! Powinnaś być dumna, że cię wybrałam!
–
Tak, jestem, ale sama mówiłaś, że tak jakby jeszcze nie zrekrutowałaś…
–
Nie ja, tylko my, czerwonowłosa, teraz ty także jesteś Ognistym Wilkiem!
–
No dobra, tylko co my tu robimy…
–
Zaczynamy rekrutację! – Skoczyłam na proste nogi, balansując na krawędzi
otworu. – To tajny składzik na broń Hirumy. Zaczaimy się w nim na niego i
zabierzemy mu ten jego piekielny notesik.
Like never let
you get a word in,
while I
dissect my mental health
Feniks
patrzyła na mnie jakbym zupełnie postradała zdrowe zmysły, co nie było prawdą,
bo nie można stracić czegoś, czego się nigdy nie miało.
–
Oszalałaś. Jeśli myślisz, że ci w tym pomogę, to…
Nie
czekałam, aż do kończy. Wepchnęłam ją do bunkra i sama wskoczyłam do środka,
zasuwając za sobą właz. Znalazłyśmy się w zupełnych ciemnościach. Kurwa. Nie
przewidziałam tego, że powinnam zabrać ze sobą jakąś latarkę. Zlokalizowałam
czerwonowłosą po jej jękach, że stłukła sobie o coś łokieć. Nie przejęłam się
jej marudzeniem, tylko kazałam obmacywać ściany w poszukiwaniu włącznika. Co
prawda miałam w kieszeni zapalniczkę, ale wolałam jej nie odpalać, nic nie
widząc, bo mogłoby się okazać, że przypadkowo podpaliłam stos przeterminowanych
fajerwerków. Obie więc ciągle na coś wpadałyśmy i byłam przekonana, że opuszczę
te jebane składowisko broni palnej cała w siniakach. W końcu Feniks znalazła
kontakt i pomieszczenie wypełniło mdłe jarzeniowe światło. Zamrugałam kilka
razy, pozwalając źrenicom przyzwyczaić się do jasności. Powoli się rozejrzałam.
Miałam rację. To był cholerny bunkier. Odkąd byłam tu ostatni raz jakieś osiem
lat temu, przybyło sporo nowej broni. Szczerze mówiąc, brakowało tu tylko
czołgu i to pewnie tylko dlatego, że by się tu nie zmieścił. Znając Youichiego,
po prostu zaparkował go gdzie indziej.
–
Zakładam, że gdzieś tam w głębi dobrze wiesz, że ten plan jest szalony. –
Chinatsu się zawahała. – O ile masz jakiś plan… Masz, prawda?
–
Oczywiście. Devil Bats mają zaraz popołudniowy trening. Hiruma pewno wpadnie tu
po jakiś zestaw mobilizujący drużynę, a wtedy… – Mimo obrzydzenia, jakie budził
we mnie ten plan, nie mogłam powstrzymać cisnącego mi się na usta łobuzerskiego
uśmiechu. – Ten piekielnik zawsze nosi go przy sobie. Zazwyczaj w koszuli, więc
miejmy nadzieję, że i tym razem nie będą to gacie, bo to zadanie stanie się za
trudne. Także ten… Ty się ukryjesz, a ja udam, że chcę go uwieść, w zależności
od sytuacji rzucę ci te część garderoby, w której będzie ukryty ten przeklęty
notes, a ty natychmiast dasz stąd nogę. I postrasz się zrobić to po cichu, żeby
się nie zorientował od razu, a ja postaram ci się dać tyle czasu, żebyś zdążyła
uciec na w miarę bezpieczną odległość. Poza zasięg kul.
Cóż,
nawet mi wydawało się to dość absurdalne, gdy tak mówiłam o tym na głos, ale
był to jedyny plan, jaki miałam.
Or lack
thereof, whatever,
there's too
many things to track
–
I ty naprawdę myślisz…
Feniks
była chyba dzisiaj skazana na urywane wypowiedzi, bo właśnie usłyszałam, jak
właz znów się odsuwa i w ostatniej chwili zdążyłam ją wepchnąć za piętrzące się
kartony z co najmniej dziesięcioletnim zapasem nabojów (no, dla kogoś takiego jak
Hiruma, który miał tendencję do wystrzeliwania w niebo całego magazynka na raz
średnio sto razy dziennie, taki zapas starczał może na miesiąc), a
staroświecką, mosiężną armatę, po czym błyskawicznie zgasiłam światło,
rozpięłam kilka guzików w koszuli i oparłam się o jedyny wolny fragment ściany,
czyli właśnie ten, na którym znajdował się kontakt. Gdzieś na górze usłyszałam
szpetne przekleństwo i ktoś zaczął schodzić po metalowej drabince. Zeskoczył z
niej i pewnym krokiem ruszył w moją stronę. To musiał być on. Próbowałam
wcisnąć się w ścianę, czując jak ze stresu wszystkie moje mięśnie się napinają.
A jak ten palant po prostu strzeli mi w łeb? Chyba było już za późno na takie
wątpliwości.
Zatrzymał
się tuż przede mną. Czubki jego butów zderzyły się z moimi trampkami. Usłyszałam
jego oddech i poczułam lekki powiew, kiedy uniósł rękę do włącznika. Mój
policzek dotknął rękaw koszuli. Położył dłoń na ścianie za mną, ale nie włączył
światła. Nachylił się i wziął głęboki wdech, muskając nosem moje włosy.
–
Pieprzona wilcza wiśnia. – Ciepły podmuch omiótł moje ucho, a niebezpieczne
nutki drgające w jego głosie sparaliżowały całą moją odwagę. – Co ty tu, kurwa,
robisz? – Uderzył nagle we włącznik za mną, aż podskoczyłam. – Czy tobie ostatnio
życie całkiem obmierzło?
Wciąż
opierał się jedną ręką o ścianę, a jego nasycone złośliwą zielenią, zmrużone
oczy, zaglądały prosto w moje i to ze zbyt bliska. Musieliśmy wyglądać z boku
jak para rasowych antagonistów, patrząc na siebie równie wrogo, podobnie
wykrojonymi w migdałowy kształt oczyma. Nawet ten kontrast tęczówek współgrał
ze sobą. W zimnym świetle jego blond potargane włosy przypominały fryzurę
supersayaninów i aż mi na moment ścierpnął mózg, gdy wyobraziłam sobie, co by
się działo, gdyby ten narwaniec posiadł taką moc. Ale z drugiej strony… Może jeśli
uda mi się zachować wyobrażenie o nim jako Vegecie, łatwiej pójdzie mi z tym
rozbieraniem Youichiego. Bo przecież nie miałam na to ochoty. Wcale. Ani
trochę. Do jasnej cholery, nie znosiłam go na potęgę.
–
Tak, obrzydło mi, że bezustannie zachowujesz się jak dzieciak. – Chwyciłam go
za kołnierz i przyciągnęłam jeszcze bliżej, jednym szarpnięciem do połowy
rozpinając jego koszulę. Hiruma warknął ostrzegawczo, ale jego zielone
spojrzenie przesunęło się w głąb mojego dekoltu. – Bieganie za mną ze spluwą to
twoja metoda na podryw?
I really can't remember if I'm insane or
insomniac
–
Chciałabyś. – Pazurem palca wskazującego zaczepił za mój wisiorek i wyciągnął
go spomiędzy moich piersi. – Znudziło ci się uciekanie?
–
Uciekłam tutaj. Już dawno powinieneś mnie tu zaciągnąć – mruknęłam, zachęcająco
rozpinając sobie jeszcze jeden guzik. Zza dekoltu wyjrzał jaskraworóżowy
stanik. Youichi na dłużej zawiesił na nim wzrok, spoglądając w dół spod przymkniętych
powiek, powoli oblizywał usta, odsłaniając kły. Wsunęłam ręce pod jego koszulę,
starając się uspokoić mocno bijące serce. To ten stres. Powoli rozpięłam do
końca jego koszulę i nieśpiesznie zsunęłam ją z jego ramion. Ta cierpliwość
zżarła moje nerwy, ale było warto, bo gdy koszula upadła na ziemię, usłyszałam
ciche pacnięcie. Notes musiał być w kieszeni. Miałam nadzieję, że Chinatsu też
to usłyszała. Musiałam zająć uwagę tego diabła jeszcze przez chwilę, a
przychodziło mi to z o wiele mniejszym trudem, niż się spodziewałam. Szczupły,
wysoki rozgrywający bez koszulki, pachnący dymem i czarnym bzem. Jasne, mogłam
się poświęcić i dalej go uwodzić. Wspięłam się na palce i już prawie
dosięgnęłam jego warg, kiedy on wyciągnął zatkniętego za pasem czarnych dżinsów
desert eagle’a i przyłożył mi go do podbródka, tak że nie mogłam teraz nawet
swobodnie opaść na stopy, żeby nie stłuc sobie zębów.
–
A teraz bez ściemy powiesz mi, o co ci naprawdę chodzi. – Źrenice Hirumy
zwęziły się nienaturalnie. – Co ty, do diabła, kombinujesz?!
–
Feniks, teraz! – krzyknęłam i nie zawiodłam się. Dziewczyna zrobiła tą samą
akcję, co w klasie. Nawet nie zauważyłam, kiedy porwała z ziemi koszulę Youichiego
i jak na skrzydłach wyleciała z bunkru. Youichi obejrzał się za nią, sycząc
wściekle. To mi wystarczyło. W mojej dłoni szczęknęła srebrna, ładowana gazem
zapalniczka, którą podsunęłam do jednego z kartonów.
–
Teraz mnie puścisz albo oboje wylecimy w powietrze.
Tak
jak przypuszczałam, Hiruma bardzo cenił sobie swoją broń.
–
Już nie żyjecie – oświadczył i opuścił składzik jeszcze przede mną, a ja
spokojnie poszłam w jego ślady. Dopiero kiedy stałam na zewnątrz wzięłam
głębszy oddech. Nawet jeśli zdecydował się ścigać Kaguyę, nie miał z nią szans.
Znałam jego czas na 40 yardów. Był dużo gorszy, niż jej.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńNosz kur! Ja mam wyczucie! Akurat wbiłam już jest rozdział. Ok, dobra to nie wyczucie, tylko zaglądam tu kilka razy dziennie z nadzieją, że wymodlę rozdział.
Haha. Znowu te shinigamy >.< A młoda jakaś ogarnięta w temacie, no no.
No i to słownictwo, z perspektywy brata wydawała się być bardziej urocza, a tu języka uczył ją sam Lucek.
"– Właśnie, jak ty masz na imię, Chinatown?"
No teraz to dowaliła.
Feniks. No ja tak coś czułam, że jak Ika jest Twoim podobieństwem to Minako będzie bardziej jak Feniks. Ja to wiedziałam!
Genialny plan Ika! Zostań strategiem.
"Mój policzek dotknął rękaw koszuli. "
Tu bym zmieniła szyk zdania na Rekaw koszuli dotknął... Ale to już jak chcesz.
Myhyhy... Seksy na każdym kroku. Ale czy ja odnoszę dobre wrażenie, że w całej tej nienawiści Ikari i Hirumy jest... coś?
Podsumowując, rozdział genialny, tylko jak zwykle, kurwa, krótki. Do widzenia.
Hej, zapraszam do zgłoszenia się w nowo otwartym Spisie -> http://spis-seriale.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń