czwartek, 24 grudnia 2015

Christmas shot.




Nic ambitnego. To tylko 1 część. Ale kto to wie czy druga powstanie. To bardzo alternatywna wersja, z innej rzeczywistosci TTD, ale potzrebowałam oderwania. Nie mowie ani ze sie nic z tego nie wydarzy, ani ze sie wydarzy. Swiateczne wariacje. Gdzies sie trzeba wyżyć.

Z DEDYKACJĄ TRIS ;) Wszystkiego wikingowego na święta! ;*

___________________________________________

– Nie zostawisz mnie samej na święta!
– Nie panikuj, mała. – Mężczyzna przewrócił oczami. – Nie będzie mnie tylko kilka dni.
– Kilka świątecznych dni, ciulu!
– Przecież ty nie lubisz świąt.
– Tak! I znienawidzę je jeszcze bardziej, jeśli będę musiała spędzać je w samotności!
– Postaram się wrócić jak najszybciej.
– To nie wystarczy. – Kobieta oparła się o zasypany mąką blat. – Nie po to wyprowadziłam się z Ikeburko.
– Znowu zaczynasz? – skrzywił się blondyn. – Myślałem, że nie będziemy do tego wracać, skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy…
– Oczywiście, że wszystko jest jasne! – Doskonale to pamiętała. Gdy już skończyli to wszystko sobie wyjaśniać, jej mieszanie nie przypominało niczego, w czym można by było mieszkać, więc wyprowadzka i tak była nieunikniona. – Ty robisz karierę, a ja zostawiłam dla ciebie całe swoje życie!  Mam pełen obraz sytuacji!
– Do jasnej cholery, Ikari! Mówimy o kontrakcie z NFL! – Zaciśnięta pięść uderzyła w blat, a białe obłoczki wzbiły się w górę. – Miałem fruwać resztę życia między Japonią a wszystkimi stanami Ameryki?!
Ikari nie odpowiedziała, wbijając obrażony wzrok w przestrzeń ponad blond czupryną.
– Pewnie. Nie mogłeś im odmówić. To było twoje marzenie – skwitowała i chociaż użyła kąśliwego tonu, zrezygnowała z niego, gdy spojrzała w zielone oczy. – Mało tego to musiały być Diabły. Zupełnie jakby piekło wreszcie się o ciebie upomniało.
Zielonooki natychmiast się rozchmurzył i wyszczerzył rząd upiornych zębów.
– Chodź no tu. – Rozłożył szeroko muskularne ramiona, a kiedy Ikari się zbliżyła, zgarnął ją w ciasny uścisk, nie dbając o to, że dziewczyna ma na sobie wybrudzony mąką fartuszek, który z pewnością zostawi białe ślady na jego czarnym, klubowym t–shircie z napisem Orlando Devils. – No, przytul się. Nie bądź jędza.
Ikari, która dotąd stała z opuszczonymi wzdłuż tułowia rękami, westchnęła i krótko, po żołniersku, odwzajemniła uścisk.
– Możesz mnie już puścić. Nic mi nie jest – zapewniła, poklepując Hirumę po plecach.
– Jesteś pewna? Przed chwilą nie chciałaś mnie wypuścić z domu.
I don’t want a lot for christmas.
– Zmieniłam zdanie. Idź w cholerę. – Ikari próbowała za wszelką cenę wykaraskać się z objęć Youichiego, który nie chciał jej puścić.
– Powiedz, że mnie kochasz.
– Nienawidzę cię.
– Wiedźma.
– Demon.
Hiruma chichotał, najwyraźniej świetnie się bawiąc. Sięgnął do kokardki na plecach Ikari, na którą zawiązany miała fartuch i pociągnął za sznurek.
– To do ciebie nie pasuje… – stwierdził, a fartuszek opadł na podłogę. – Wiem, czego ci potrzeba.
– Taa? – mruknęła Ikari, gotowa na propozycje zajęć ciekawszych od wyrabiania ciasta.
– Pójdziemy za dom i porzucamy! – W rękach Hirumy nie wiedzieć skąd pojawiła się piłka do futbolu, a Ikari zrzedła mina. Nie takiej oferty się spodziewała. – Przyznaj, że ci tego brakuje. Zazdrościsz mi, że sama już nie grasz, dlatego jesteś taka zmierzła.
– Jak ty elegancko potrafisz zepsuć każdy nastrój…

– Wymiękasz?
– Ja? – W oczach Ikari pojawiły się chochliki. – Ja nigdy.
– Czy ty coś insynuujesz? – Youichi zmrużył kaprawe ślepia. Trzymał piłkę w obu rękach i patrzył na Ikari  z góry. Wąskie, ostro zarysowane brwi zbliżyły się do siebie.
– Skądże. – Tym razem Ikari odsłoniła kły i złapała Hirumę za rękę, ciągnąc go za sobą na zewnątrz. – W sumie to też możemy rozegrać  na trawniku. Jeśli wiesz, o czym mówię…
There's just one thing I need
W odpowiedzi poczuła paznokcie Youichiego wbijające się w pośladki i usłyszała chichot, który nie mógł zapowiadać niczego w stu procentach bezbolesnego; który jeżył włoski na karku i sprawiał, że zaprawdę czuła się jak dziewczyna samego diabła.

– To nie potrwa długo – obiecał niskim, poważnym głosem i nie przerywając pakowania w przelocie złapał ją za ramiona i przytrzymał, by zajrzeć jej w oczy wystarczająco długą chwilę, by mu uwierzyła. – Kupię ci coś ładnego w Nowym Yorku, chcesz?
I don't care about the presents underneath the Christmas tree
– Tch. – Ikari nie poniżyła się do innego komentarza, rzucając blondynowi twarde spojrzenie.
– Ani się obejrzysz, jak wrócę.
– Taa, jasne… – mruknęła Ikari, rzucając Hirumie jego ulubioną, wyblakłą koszulkę z drużyny Nietoperzy, w której grał w szkole średniej. Już dawno z niej wyrósł i teraz koszulka opinała się na mięśniach w jakie obudowało się jego dorosłe ciało, ale wilczycy nigdy to nie przeszkadzało. Wciąż zdawał się szczupły, pewno z powodu wzrostu, ale Ikari miała pojęcie, ile waży przeciętny zawodnik futbolu amerykańskiego. Świadomość, że wyhodowała sobie sto kilogramów demona była czasem przerażająca. A czasem seksowna. Ale nie teraz. – Teraz tak mówisz. A potem zrobisz się popularny i w końcu polecisz na jakąś pizdencję, która ma równiej pod sufitem ode mnie, a mnie zostawisz.
– Mówiłaś coś? – Youichi wypucował lufę swojego starego, zasłużonego Desert Eagla, zanim wrzucił go do torby na komplet równo poskładanej bielizny.
– Tylko to, że odejdziesz, jak wszyscy, na których mi zależało, ale jakie to ma znaczenie… – mówiła cicho pełnym rozgoryczenia tonem. – Mogłam być alfą. Mieć swoją watahę. Co mi przyszło do głowy, żeby uganiać się za demonami…
– Co ty tam, przeklęta wilczyco, mamroczesz pod nosem, do cholery! – Youichi rzucił swoim kaskiem  o podłogę i oparł dłonie o biodra, patrząc na Oriharę ze złością.
– Nie chcę tu gnić sama!
Hiruma zrobił rozgniewaną minę. Do tej pory widziała u niego ten rodzaj ekspresji jedynie na boisku. Gdy przegrywał mecze.
– Jak myślisz, dlaczego kupiłem ten dom?
– Bo śpisz teraz na forsie i srasz dolarami?
Zdążyła zobaczyć błysk jego obnażonych zębów, a ułamek sekundy później Hiruma już dyszał jej w twarz, trzymając zakrzywione palce niebezpiecznie blisko jej szyi.
– Ciągle mam ochotę cię czasem udusić – zwierzył się, a to wyznanie wcale Ikari nie zaskoczyło. – Ale będę wspaniałomyślny, bo jest gwiazdka i zapytam cię, kobieto, jeszcze raz: jak myślisz, dlaczego kupiłem ten dom?
Ikari zagryzła wargi. Wcale nie miała ochoty odpowiadać. Wolałaby wyciągnąć pazury i załatwić to tak jak kiedyś, ale przemogła się i spróbowała udzielić rozsądniejszej odpowiedzi.
– Bo jest blisko Orlando, gdzie macie swój cholerny stadion.
– To chyba mogłem kupić dom w Orlando, nie?!
Wilczyca zamrugała oczami, jeszcze nie rozumiejąc, do czego zmierza Youichi. Uniosła jedną brew, by dać mu znać, że powinien kontynuować.
– Wybrałem tą zapyziałą dziurę, to (TRIS NIE WIEM CZY TY TO WIDZISZ ALE JA TO WIDZE) Beacon Hills, z twojego powodu! Będę wyjeżdżał, często, taką mam robotę. I nie zawsze będę mógł zabierać cię ze sobą, jak tym razem – mówił przez zaciśnięte zęby. – Dlatego kupiłem ten dom. Żebyś nie czuła się samotna. Tu mieszka Feniks. I… inne wilkołaki. Całe miasteczko słynie z tego, że mieszkają tu nadnaturalne istoty, więc…
– Chciałeś, żeby było mi raźniej? – prychnęła.
– No dobra. Jest tu jeszcze ten… Derek. Nie wnikam, co was kiedyś łączyło i pewno gdybym wiedział nigdy bym cię tu nie przywiózł, ale… – Youichi na moment oderwał wzrok od jej twarzy. – Wiem, że to wilkołak. Wiem, że uratował ci życie. Wiem też, że… mu się w jakiś sposób odwdzięczyłaś. – W zielonych oczach zaigrały jadowite odblaski.
– Tak, ja też wiem, ze ty wiesz mnóstwo rzeczy, Hiruma – zawarczała Ikari. – Zawsze wiedziałeś.
– O, znowu mówisz mi po nazwisku – zauważył Youichi i jego usta rozciągnęły się w uśmieszku. – A ja ci powiem, że powinnaś mieć w pobliżu  kogoś zaufanego. Na wypadek, gdyby mnie nie było, a coś by się…
– Nie ma w tej wiosce nikogo, komu bym ufała! – zawołała dziewczyna, rozeźlona. – Minako ma teraz męża i rodzinę. Ma swoje życie. Chyba nawet nie wie, że się tu wprowadziliśmy! A Hale… – urwała, zastanawiając się przez chwilę. – Nie zadzwoniłabym do niego nawet gdyby był ostatnim wilkołakiem na ziemi, a od nas zależałoby przetrwanie gatunku.
– No ja myślę. – Hiruma znów się skrzywił. – To do kogo dzwonisz teraz? – zapytał, widząc, ze Ikari wybiera numer na swoim smartfonie.
– Do kogoś z kim mam zamiar spędzić te święta.
Santa won't you bring me the one I really need
– Chyba nie myślisz o…
– Myślę.
– Jeśli go tutaj ściągniesz…
– Ściągnę. Przecież to mój brat.
– Który próbował cię zabić, nie pamiętasz?!
Ikari wzruszyła ramionami.
– To wciąż moja jedyna rodzina.
Hiruma wyglądał jakby dostał szczękościsku. Wciąż szczerząc zębiska w groźnym grymasie, zarzucił na ramie sportową torbę i ruszył do wyjścia bez pożegnania.
– Ja tego tak nie zostawię! – krzyknął przez ramie. – Masz szczęście, że spieszę się na samolot!
Trzasnął za sobą drzwiami, ale po chwili znów pojawił się w nich jego blond łeb.
– Aha. Tak poza tym, już zaprosiłem tu na święta Feniksa.
Zanim Hiruma wsiadł do stojącej na podjeździe taxówki, doścignęło go parę wyzwisk takich jak „Ty pomiocie szatana!” czy „Diabelskie nasienie!” oraz para kapci–królików i  jedna nadgryziona drożdżówka.
 
Przetarła dłonią zaparowaną szybę i szybko znów objęła duży, ciepły kubek, z którego dobywał się przyjemny zapach herbaty doprawionej rumem. Wyjrzała na zewnątrz, wzdychając z dezaprobatą. Świat wyglądał zbyt ponuro, by mu się przyglądać bez potrzeby. Z całą pewnością można było dostać od tego widoku depresji. Był grudzień, a nie było ani śniegu, ani mrozu. Tylko deszcz i wahania temperatur, dzięki którym przeziębiła się już połowa Beacon Hills.
I don't even wish for snow
Właściwie chyba tylko wszystko co nadprzyrodzone opierało się krążącym w powietrzu drobnoustrojom. Chociaż, kiedy zaczęła się nad tym zastanawiać, nie dałaby sobie nawet pazura obciąć czy na przykład takie wendigo są odporne na wirusy. Znała tylko wilkołaki. I jednego demona. Nigdy nie widziała go z cieknącym nosem.
Westchnęła po raz kolejny i odeszła od okna. Rozejrzała się po przestronnym salonie i powstrzymała kolejne westchnięcie. Tęskniła za swoim małym, minimalistycznie wyposażonym mieszkankiem w Ikeburko. Ba, nawet mieszkanie z Izayą było lepsze, niż ten za duży dla niej, zbyt cichy dom, w którym zgodziła się zamieszkać. Ale odkąd Youichi został zawodowym graczem i zaczął więcej zarabiać, kupował wszystko, na co wcześniej nie było go stać. Nie potrafiła go przed tym powstrzymać, więc nie pozostało jej teraz nic innego, jak ignorować zatrważającą liczbę pustych pokoi. Albo chichotać histerycznie i spierdzielać za każdym razem, gdy Youichi powtarzał, że te pokoje już niedługo pozostaną wolne.
And the sound of children's laughter fills the air
 Tylko wtedy cieszyła się, że w domu jest tyle miejsca. Zawsze udawało jej się znaleźć bezpieczną kryjówkę, w której przeczekiwała atak paniki. To był, póki co, jedyny plus tylu zbędnych kwadratowych metrów. Ale teraz, kiedy pierwszy raz została sama w ich nowym domu, spanikowała. Perspektywa przerażająco sennego domu, w którym miałoby się nieść echo smutnych świątecznych piosenek, sprawiła, że w przerażeniu złapała za telefon i zadzwoniła po swojego brata.
Odstawiła kubek na drewniany stół i już miała rozwalić się na kanapie, kiedy usłyszała jakiś hałas na zewnątrz. Marszcząc brwi, ruszyła do kolejnego okna, po drugiej stronie salonu, ale tym razem, kiedy przetarła szybę, nieomal nie dostała zawału. Jakimś cudownym fartem nie wywaliła się na plecy, gdy odskoczyła do tyłu i potknęła się o pufę, ale i tak soczyście zaklęła, ściągając tym alarmem do salonu Minako.
– Matko Święta, co się stało! – zawołała kobieta, przyciskając do piersi młodsze ze swoich dzieci.
– Jakiś chuj wiesza mi przed domem świecące choinki!
– Słucham? – Minako podeszła do okna i odsłoniła firankę. Wystarczył jej tylko rzut oka na sytuację, by obdarzyć Ikari  karcącym spojrzeniem. – To nie żaden chuj, tylko mój mąż, kretynko – rzuciła obrażonym tonem, zestawiając Claudię na nogi.
– To Stiles? – Ikari raz jeszcze wyjrzała za okno. Tym razem zaczęła przez nie wygrażać pięściami. – Co on do cholery wyprawia?!
– Skoro mamy tu spędzać święta, kazałam mu trochę przyozdobić wasz dom.
– Po moim trupie. – Orihara podwinęła rękawy, najwyraźniej wybierając się na zewnątrz. – Nie ma żadnego powodu, żeby ryj twojego męża  wisiał tuż za moim oknem!
– On tylko wiesza ozdoby…
– Nie potrzebuję tych świątecznych gratów!
I don't need to hang my stocking There upon the fireplace
Ikari wybiegła na zewnątrz w domowym ubraniu, na które składały się wytarte szorty i wyblakły t-shirt.
– Stilinski! Natychmiast przestań robić to, co robisz!
– O co ci chodzi? – Stiles zerknął na nią z wysokości rozstawionej drabiny, nie przestając montować lampek.
– O to gówno, które tu instalujesz! –  darła się wilczyca, podskakując pod drabiną. – Natychmiast przestań!
– Moje dzieci będą mieć wesołe święta, niezależnie od tego u jak ponurych, zblazowanych wilkołaków będziemy je spędzać.
– Co powiedziałeś?! – Ikari zatrzęsła drabiną, a Stiles z krzykiem przytulił się do konaru, do którego montował dekoracje. – Ja po tym lesie biegam, a ty mi tu kable rozrzucasz! To mój las! Mało ci w nim choinek, żebyś mi jeszcze jakiś świecący badziew tu rozprzestrzeniał?!
– Niby dobry argument – zgodził się Stiles, ale jednocześnie nie poddawał się w próbie zamontowania sztucznej, świecącej choinki do prawdziwej.
Ikari przestała rozcierać przedramiona i potrząsnęła drabiną jeszcze mocniej, prawie zrzucając z niej Stilinskiego.
– Hej! No dobra! Przestań! Chcę tylko, żeby moja żona miała wesołe święta! Powiesz mi, czego ty chcesz i dobijemy targu!
Wilczyca przestała trząść drabiną. Mrużyła oczy i szczerząc kły w uśmiechu, popatrzyła w górę.
– Kiedy będę miała dzieci, przebierzesz się za śnieżynkę i przyjdziesz do ich z prezentami.
– O, czyli zanosi się na jakieś potomstwo?
Drabina znów zaczęła się trząść.
– DOBRA! Przyjdę! – Stiles rozpaczliwie chwytał się lampek, by nie gwizdnąć na ryj z wysokości kilku metrów. – Ale ty co roku będziesz przebierać się za elfa!
– Dobra, ale to ty będziesz wynajmował Mikołaja!
– Dobra, ale otworzymy na święta twoje sake!
– Dobra, ale wypolerujesz na nie wszystkie kieliszki!
– Dobra, ale nie będziesz drzeć po mnie mordy przez święta! – Widząc, że Ikari się zastanawia, prędko zaczął modyfikować warunek. – To chociaż w wigilię od siedemnastej do za dziesięć dwunasta. Od północy dam ci szanse, byś jak inne zwierzęta mogła przemówić ludzkim głosem… – Ikari warknęła ostrzegawczo. – Ok, to w pierwszy dzień, możesz drzeć się na mnie do obiadu, ale potem cisza, no, ewentualnie możesz sypnąć mi komplementem. Pasi? Warczysz głośniej. Czyli nic z tego? W porządku. Nie będę się upierał. Ale drugiego dnia…
– …będziesz się cieszył, jeśli przeżyjesz.
– Więc mamy umowę?
– Mamy.
– I rozejm?
– Przecież mówię.
– A może mam zagadać z Derekiem, żeby kupił ci coś ładnego pod choinkę?
– Dlaczego akurat z nim?
– Bo się z nim kumpluję?
– No i?
Stiles zmarszczył ciemne brwi i patrzył na Ikari z zastanowieniem.
– To nie będzie go tu na święta?
– Eee… A czemu miałby być?
– A nie dla niego przyjechałaś do Becon?
– Że co?
– Nie, nic… – Stiles urwał i uśmiechnął się, wpadając na pewien pomysł, ale postanowił o nim nie wspominać ze względów bezpieczeństwa. – No to może pogadam z Hirumą? Podobno trzepie teraz niezły hajs, więc na pewno nie ma takiej rzeczy, której by ci nie kupił… Wystarczy, że powiesz mi, Ikuś, czego pragniesz.
Santa Claus won't make me happy with a toy on Christmas day
Ikari milczała.
– Nie wstydx się. Co bys chciałą? Jakąś soczystą kosteczkę? A może nowy gryzak? EJ! SOKOJNIE! JA TYLKO ŻARTOWAŁEM! – Tym razem, gdy drabina uniosła się razem z nim, Stiles zaczął panikować. – Miałem na myśli jakąś zajebista grę na konsole! Albo koszulkę! Uwielbiasz t–shirty! To co, może być z półnagim Kakashim?
Drabina przestała się unosić.
– Koszulka może być.
Wilczyca już się odwróciła, by wrócić do domu, ale usłyszała za sobą znaczące chrząknięcie, więc zagryzając usta zerknęła w górę.
– Co znowu?
– Jakbyś mogła w zamian wspomnieć Minako, że nie ma potrzeby upierać się, bym nie brał żadnych nadgodzin…
Ikari warcząc, wycierała kapcie o wycieraczkę. Zaraz za progiem prawie wlazła w małego Matie’ego, który raczkował po jej panelach, gaworząc beztrosko.
– Rrrany, dziecko… – Wzięła małego, roześmianego blondynka na ręce i zaniosła do kuchni, gdzie Minako parzyła sobie kawę. Oddała jej syna i zaczęła się rozglądać za swoim półlitrowym kubkiem.
– I co? – zagadnęła Minako, zgarniając za ucho blond kosmyk; z jej czerwonych włosów nie zotał już nawet ślad. – Dogadałaś się ze Stilesem?
– Tak, pozwoliłam mu zbezcześcić swój dom.
Minako pokręciła z rezygnacją głową. W kuchni zapadła niezręczna cisza. Zbyt długo ze sobą nie kontaktowały i ucierpiała na tym swoboda, z jaką wcześniej ze sobą rozmawiały. Ikari kręciła się po własnej kuchni jak po obcym miejscu, nie wiedząc, co ze sobą począć. Już chciała zacząć jeden z tych błahych tematów, gdy dzwonek do drzwi oznajmił przybycie gości i wilczyca z ulgą poszła otworzyć.
– Izaya! – Uradowała się na widok brata dużo bardziej, niż sądziła.
Na ustach Izayi pojawił się półuśmiech, za którym tęskniła. Wyciągnął ręce z kieszeni i rozłożył ramiona.
– Witaj, siostrzyczko. Tęskniłaś za mną?
– Nie za twoim scyzorykiem.
– Ile jeszcze razy mam cie za to przepraszać?
– Może do końca swojego nędznego życia wyrobisz limit.
– Odpuścisz, jeśli dam ci zaraz prezent?
– Jaki?
Izaya uśmiechnął się tajemniczo.
– Twój głos przez telefon nie brzmiał zbyt wesoło, wiec postanowiłem ci przywieźć coś, co poprawi ci humor. – Sięgnął w bok i wyciągnął zza ściany domu kogoś, kto do tej pory się tam chował. Skonfundowana Ikari patrzyła na postać stojącą z pochyloną głową i w kapturze, którą Izaya trzymał teraz przed sobą za ramiona, opierając na jednym z nich swój podbródek. – Pomyślałem, że potrzebujesz przyjaciela.
Orihara pociągnął za jedno z kocich uszek w jakie przyozdobiony był kaptur i spod materiału wyłonił się zadziorny uśmiech, który dobrze znała.
– Trrris! – wydarła się wilczyca, rzucając się roześmianej kobiecie na szyję. – Co ty tu, do diabła, robisz?!
– Wpadam z wizytą! – Tris uniosła w górę dwie butelki wódki, po czym wręczyła je gospodyni i sprzedała jej w ramię porządnego kuksańca. – Spierdoliłaś z tym demonem na drugi koniec świata i nawet nic nie powiedziałaś!
– Nie było cię w Ikeburko od dawna! Myślałam, że…
– To trzeba było poczekać! Dobra, gdzie tu masz kibel? Twój rąbnięty brat – poklepała Izayę po głowie – wyciągnął mnie prosto z roboty, muszę się odświeżyć.
– Na piętrze. Ręczniki masz w szafce po lewej. Kawy?
– Mleka.
– Nic się nie zmieniłaś.
– Mam nadzieję, że ty też.
Tris puściła jej perskie oko i znikła, wbiegając na górę po schodach.
– Ten kto wymyślił, że „żyją jak pies  z kotem” to negatywne określenie, nigdy was nie widział – stwierdził Orihara, zamykając za sobą drzwi.
– Dzięki, Iz. – Ikari uśmiechnęła się do niego i podniosła flaszki, by odczytać etykiety. – Może to jednak nie będą takie zupełnie nieudane święta.









5 komentarzy:

  1. O jeżu! Z dedykacją? Dziękujeeeeee! <3 <3 :*
    W pierwszej chwili myślałam, że Shizu, ale szybko zajarzyłam, że to ten blond diabeł, a nie Shizuś.
    "– Wybrałem tą zapyziałą dziurę, to (TRIS NIE WIEM CZY TY TO WIDZISZ ALE JA TO WIDZE) Beacon Hills, z twojego powodu! "
    <3 love ya
    "ak „Ty pomiocie szatana!” czy „Diabelskie nasienie!” oraz para kapci–królików i jedna nadgryziona drożdżówka."
    Ta drożdżówka najlepsza.
    Z Iki nagle zrobila sie Iv, z Minako Feniksa Ril, pozrdrooo :D
    " – Jakiś chuj wiesza mi przed domem świecące choinki!
    – Słucham? – Ril podeszła do okna i odsłoniła firankę. Wystarczył jej tylko rzut oka na sytuację, by obdarzyć Ikari karcącym spojrzeniem. – To nie żaden chuj, tylko mój mąż, kretynko – rzuciła obrażonym tonem, zestawiając Claudię na nogi.
    – To Stiles? – Ivrel raz jeszcze wyjrzała za okno. Tym razem zaczęła przez nie wygrażać pięściami. – Co on do cholery wyprawia?!
    – Skoro mamy tu spędzać święta, kazałam mu trochę przyozdobić wasz dom.
    – Po moim trupie. – Iv podwinęła rękawy, najwyraźniej wybierając się na zewnątrz. – Nie ma żadnego powodu, żeby ryj twojego męża wisiał tuż za moim oknem!"
    Buahahahaha! O jaaa, zajebista scena!
    "– Nie wstydx się. "
    ź nie chwyciło chyba.
    "i zaczęła się rozglądać za swoim półlitrowym kubkiem."
    Uwielbiam półlitrowe kubki. W normalnym za dużo łażenia co chwile po herbate kawe etc, a tak to już się można napić.
    O jaaaaaaaa! To jaaaaaaa?! Osz kurwaaa! Osz kurwełeeeeee! Hahahaha. Uwielbiam Cię za to. Tylko kuźwa nie pijam mleka - szczegł. Kurwa, mogę zacząć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja. Kategorycznie. Chcę. Kolejną. Część!

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro i tak nic nie chcesz, nikt nie zabroni mi pokomentować, nothing left to lose.
    Nikt nie zabroni mi płakać do Gerarda. Waya, oczywiście.
    Nikt nie zabroni mi wytknąć Ci literówek.
    "Gdy już skończyli to wszystko sobie wyjaśniać, jej mieszanie..." Znaczy, mogła mieszać, ale chyba chodziło o mieszkanie.
    "swojego starego, zasłużonego" a nie bardziej wysłużonego? chyba, że zasłużył na niego, to spoko.
    Ale i tak, chwalmy Hirumę za świąteczne zaangażowanie. Jako jedyny coś zrobił w te święta. Przynajmniej się postarał. Przydałby się tu też teraz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieźle popieram :) Widzisz, znalazłem chwilę by przeczytać... Co prawda święta święta i po świętach, ale motto mam jedno :P Zawsze można się spotkać na butelkę dobrego alkoholu xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzy dni zbieram się do napisania tego komentarza. Trzy dni mam to otwarte tu tak sobie. Ale chyba już będę umiała.
    Zestawienie świąt Bożego Narodzenia, Hirumy i Izayi na kilkunastu metrach kwadratowych jest równym samobójstwem co zadzwonienie na domofon Wilczego o godzinie dziewiątej rano, ale ja jestem jak najbardziej za. Ciągle mam przed oczami Izayę w stroju mikołaja więc nie zdziwię się jak zacznie biegać po chacie w czerwonych rajstopkach jak wypije sake Ikari. Ale czy Izaya się może upić? Czy Ikari wgl się może upić? Czy może znowu trzeba ją podtruć akonitem bądź wstrzyknąć jej jad kanimy? Hiruma jej tam niczego do kawy nie sypie, że tak potulnie z nim mieszka? Wgl czy jest to możliwe żeby demon i wilkołak mieszkali razem a okolica byłaby bezpieczna? Przecież tam piłka futbolowa pewnie wylatuje przez okno średnio co kilka minut. Ale może Ikari zainspirowała się zamkiem w Las Noches i nie ma w domu szyb. Przynajmniej nie musiałaby myć okien :D Ale i tak stwierdzam, że Hikari [ooo lubię. Hikari znaczy światło! :)] jest genialnym pairingiem. Shippuję. Mają szansę stać się po zakończeniu Turn to dust legendą na miarę GrimmIki. Bo skoro 10 lat później są razem i mają się całkiem dobrze, to znaczy, ze przeżyją i wszystko będzie dobrze.
    "– Zmieniłam zdanie. Idź w cholerę." O really? :P Nic dziwnego. :P
    "– Bo śpisz teraz na forsie i srasz dolarami?" A moze mi pożyczyć 3 tysie na mieszkanie?
    "– Ciągle mam ochotę cię czasem udusić" No i wszystko jasne. Zrobi to czy nie, chce wiedzieć. :D
    " ze Ikari wybiera numer na swoim smartfonie." Ika ma telefon? :P
    " Zanim Hiruma wsiadł do stojącej na podjeździe taxówki, doścignęło go parę wyzwisk takich jak „Ty pomiocie szatana!” czy „Diabelskie nasienie!” oraz para kapci–królików i jedna nadgryziona drożdżówka." To mnie poskładało. :D
    To że Ika gdzieś dzwoni to jest coś nowego. Ale lubię.
    "– Jakiś chuj wiesza mi przed domem świecące choinki!" A to ci ryzykant! :D Chyba przyzwyczajony do zagrożenia życia i zdrowia.
    "– Dobra, ale otworzymy na święta twoje sake!" Dobrze gada polać mu. :D Sake było zajebiste, nawet mojej teściowej smakowało bardzo i już robią zamówienie na następne butelki :D
    I coś wreszcie nowego :D Co robi kotołak? Jak wygląda? Jakie ma super moce? :D Chcę wiedzieć! Wreszcie coś nowego a nie tylko, wilkołaki. :P

    OdpowiedzUsuń