Nic ambitnego. To tylko 1 część. Ale kto to wie czy druga powstanie. To bardzo alternatywna wersja, z innej rzeczywistosci TTD, ale potzrebowałam oderwania. Nie mowie ani ze sie nic z tego nie wydarzy, ani ze sie wydarzy. Swiateczne wariacje. Gdzies sie trzeba wyżyć.
Z DEDYKACJĄ TRIS ;) Wszystkiego wikingowego na święta! ;*
___________________________________________
– Nie zostawisz
mnie samej na święta!
– Nie panikuj, mała.
– Mężczyzna przewrócił oczami. – Nie będzie mnie tylko kilka dni.
– Kilka świątecznych dni, ciulu!
– Przecież ty nie
lubisz świąt.
– Tak! I
znienawidzę je jeszcze bardziej, jeśli będę musiała spędzać je w samotności!
– Postaram się
wrócić jak najszybciej.
– To nie wystarczy.
– Kobieta oparła się o zasypany mąką blat. – Nie po to wyprowadziłam się z
Ikeburko.
– Znowu zaczynasz?
– skrzywił się blondyn. – Myślałem, że nie będziemy do tego wracać, skoro już
wszystko sobie wyjaśniliśmy…
– Oczywiście, że wszystko
jest jasne! – Doskonale to pamiętała. Gdy już skończyli to wszystko sobie wyjaśniać,
jej mieszanie nie przypominało niczego, w czym można by było mieszkać, więc
wyprowadzka i tak była nieunikniona. – Ty robisz karierę, a ja zostawiłam dla
ciebie całe swoje życie! Mam pełen obraz
sytuacji!
– Do jasnej
cholery, Ikari! Mówimy o kontrakcie z NFL! – Zaciśnięta pięść uderzyła w blat, a
białe obłoczki wzbiły się w górę. – Miałem fruwać resztę życia między Japonią a
wszystkimi stanami Ameryki?!
Ikari nie
odpowiedziała, wbijając obrażony wzrok w przestrzeń ponad blond czupryną.
– Pewnie. Nie
mogłeś im odmówić. To było twoje marzenie – skwitowała i chociaż użyła
kąśliwego tonu, zrezygnowała z niego, gdy spojrzała w zielone oczy. – Mało tego
to musiały być Diabły. Zupełnie jakby piekło wreszcie się o ciebie upomniało.
Zielonooki
natychmiast się rozchmurzył i wyszczerzył rząd upiornych zębów.
– Chodź no tu. –
Rozłożył szeroko muskularne ramiona, a kiedy Ikari się zbliżyła, zgarnął ją w
ciasny uścisk, nie dbając o to, że dziewczyna ma na sobie wybrudzony mąką
fartuszek, który z pewnością zostawi białe ślady na jego czarnym, klubowym
t–shircie z napisem Orlando Devils. – No, przytul się. Nie bądź jędza.
Ikari, która dotąd
stała z opuszczonymi wzdłuż tułowia rękami, westchnęła i krótko, po żołniersku,
odwzajemniła uścisk.
– Możesz mnie już
puścić. Nic mi nie jest – zapewniła, poklepując Hirumę po plecach.
– Jesteś pewna?
Przed chwilą nie chciałaś mnie wypuścić z domu.
I don’t want a lot for christmas.
– Zmieniłam
zdanie. Idź w cholerę. – Ikari próbowała za wszelką cenę wykaraskać się z objęć
Youichiego, który nie chciał jej puścić.
– Powiedz, że mnie
kochasz.
– Nienawidzę cię.
– Wiedźma.
– Demon.
Hiruma chichotał,
najwyraźniej świetnie się bawiąc. Sięgnął do kokardki na plecach Ikari, na
którą zawiązany miała fartuch i pociągnął za sznurek.
– To do ciebie nie
pasuje… – stwierdził, a fartuszek opadł na podłogę. – Wiem, czego ci potrzeba.
– Taa? – mruknęła
Ikari, gotowa na propozycje zajęć ciekawszych od wyrabiania ciasta.
– Pójdziemy za dom
i porzucamy! – W rękach Hirumy nie wiedzieć skąd pojawiła się piłka do futbolu,
a Ikari zrzedła mina. Nie takiej oferty się spodziewała. – Przyznaj, że ci tego
brakuje. Zazdrościsz mi, że sama już nie grasz, dlatego jesteś taka zmierzła.
– Jak ty elegancko
potrafisz zepsuć każdy nastrój…
– Ja? – W oczach
Ikari pojawiły się chochliki. – Ja nigdy.
– Czy ty coś
insynuujesz? – Youichi zmrużył kaprawe ślepia. Trzymał piłkę w obu rękach i
patrzył na Ikari z góry. Wąskie, ostro
zarysowane brwi zbliżyły się do siebie.
– Skądże. – Tym
razem Ikari odsłoniła kły i złapała Hirumę za rękę, ciągnąc go za sobą na
zewnątrz. – W sumie to też możemy rozegrać
na trawniku. Jeśli wiesz, o czym mówię…
There's just one thing I need
W odpowiedzi
poczuła paznokcie Youichiego wbijające się w pośladki i usłyszała chichot,
który nie mógł zapowiadać niczego w stu procentach bezbolesnego; który jeżył
włoski na karku i sprawiał, że zaprawdę czuła się jak dziewczyna samego diabła.
– To nie potrwa
długo – obiecał niskim, poważnym głosem i nie przerywając pakowania w przelocie
złapał ją za ramiona i przytrzymał, by zajrzeć jej w oczy wystarczająco długą
chwilę, by mu uwierzyła. – Kupię ci coś ładnego w Nowym Yorku, chcesz?
I don't care about the presents underneath the Christmas tree
– Tch. – Ikari nie
poniżyła się do innego komentarza, rzucając blondynowi twarde spojrzenie.
– Ani się
obejrzysz, jak wrócę.
– Taa, jasne… –
mruknęła Ikari, rzucając Hirumie jego ulubioną, wyblakłą koszulkę z drużyny Nietoperzy,
w której grał w szkole średniej. Już dawno z niej wyrósł i teraz koszulka
opinała się na mięśniach w jakie obudowało się jego dorosłe ciało, ale wilczycy
nigdy to nie przeszkadzało. Wciąż zdawał się szczupły, pewno z powodu wzrostu,
ale Ikari miała pojęcie, ile waży przeciętny zawodnik futbolu amerykańskiego.
Świadomość, że wyhodowała sobie sto kilogramów demona była czasem przerażająca.
A czasem seksowna. Ale nie teraz. – Teraz tak mówisz. A potem zrobisz się
popularny i w końcu polecisz na jakąś pizdencję, która ma równiej pod sufitem
ode mnie, a mnie zostawisz.
– Mówiłaś coś? –
Youichi wypucował lufę swojego starego, zasłużonego Desert Eagla, zanim wrzucił
go do torby na komplet równo poskładanej bielizny.
– Tylko to, że
odejdziesz, jak wszyscy, na których mi zależało, ale jakie to ma znaczenie… – mówiła
cicho pełnym rozgoryczenia tonem. – Mogłam być alfą. Mieć swoją watahę. Co mi
przyszło do głowy, żeby uganiać się za demonami…
– Co ty tam,
przeklęta wilczyco, mamroczesz pod nosem, do cholery! – Youichi rzucił swoim
kaskiem o podłogę i oparł dłonie o
biodra, patrząc na Oriharę ze złością.
– Nie chcę tu gnić
sama!
Hiruma zrobił
rozgniewaną minę. Do tej pory widziała u niego ten rodzaj ekspresji jedynie na
boisku. Gdy przegrywał mecze.
– Jak myślisz,
dlaczego kupiłem ten dom?
– Bo śpisz teraz
na forsie i srasz dolarami?
Zdążyła zobaczyć
błysk jego obnażonych zębów, a ułamek sekundy później Hiruma już dyszał jej w
twarz, trzymając zakrzywione palce niebezpiecznie blisko jej szyi.
– Ciągle mam
ochotę cię czasem udusić – zwierzył się, a to wyznanie wcale Ikari nie
zaskoczyło. – Ale będę wspaniałomyślny, bo jest gwiazdka i zapytam cię, kobieto,
jeszcze raz: jak myślisz, dlaczego kupiłem ten
dom?
Ikari zagryzła
wargi. Wcale nie miała ochoty odpowiadać. Wolałaby wyciągnąć pazury i załatwić
to tak jak kiedyś, ale przemogła się i spróbowała udzielić rozsądniejszej
odpowiedzi.
– Bo jest blisko
Orlando, gdzie macie swój cholerny stadion.
– To chyba mogłem
kupić dom w Orlando, nie?!
Wilczyca zamrugała
oczami, jeszcze nie rozumiejąc, do czego zmierza Youichi. Uniosła jedną brew,
by dać mu znać, że powinien kontynuować.
– Wybrałem tą
zapyziałą dziurę, to (TRIS NIE WIEM CZY TY TO WIDZISZ ALE JA TO WIDZE) Beacon
Hills, z twojego powodu! Będę wyjeżdżał, często, taką mam robotę. I nie zawsze
będę mógł zabierać cię ze sobą, jak tym razem – mówił przez zaciśnięte zęby. –
Dlatego kupiłem ten dom. Żebyś nie
czuła się samotna. Tu mieszka Feniks. I… inne wilkołaki. Całe miasteczko słynie
z tego, że mieszkają tu nadnaturalne istoty, więc…
– Chciałeś, żeby
było mi raźniej? – prychnęła.
– No dobra. Jest
tu jeszcze ten… Derek. Nie wnikam, co was kiedyś łączyło i pewno gdybym
wiedział nigdy bym cię tu nie przywiózł, ale… – Youichi na moment oderwał wzrok
od jej twarzy. – Wiem, że to wilkołak. Wiem, że uratował ci życie. Wiem też,
że… mu się w jakiś sposób odwdzięczyłaś. – W zielonych oczach zaigrały jadowite
odblaski.
– Tak, ja też
wiem, ze ty wiesz mnóstwo rzeczy, Hiruma – zawarczała Ikari. – Zawsze
wiedziałeś.
– O, znowu mówisz
mi po nazwisku – zauważył Youichi i jego usta rozciągnęły się w uśmieszku. – A
ja ci powiem, że powinnaś mieć w pobliżu
kogoś zaufanego. Na wypadek, gdyby mnie nie było, a coś by się…
– Nie ma w tej
wiosce nikogo, komu bym ufała! – zawołała dziewczyna, rozeźlona. – Minako ma
teraz męża i rodzinę. Ma swoje życie. Chyba nawet nie wie, że się tu
wprowadziliśmy! A Hale… – urwała, zastanawiając się przez chwilę. – Nie
zadzwoniłabym do niego nawet gdyby był ostatnim wilkołakiem na ziemi, a od nas
zależałoby przetrwanie gatunku.
– No ja myślę. –
Hiruma znów się skrzywił. – To do kogo dzwonisz teraz? – zapytał, widząc, ze
Ikari wybiera numer na swoim smartfonie.
– Do kogoś z kim
mam zamiar spędzić te święta.
Santa won't you bring me the one I really need
– Chyba nie
myślisz o…
– Myślę.
– Jeśli go tutaj
ściągniesz…
– Ściągnę.
Przecież to mój brat.
– Który próbował cię
zabić, nie pamiętasz?!
Ikari wzruszyła
ramionami.
– To wciąż moja
jedyna rodzina.
Hiruma wyglądał
jakby dostał szczękościsku. Wciąż szczerząc zębiska w groźnym grymasie,
zarzucił na ramie sportową torbę i ruszył do wyjścia bez pożegnania.
– Ja tego tak nie
zostawię! – krzyknął przez ramie. – Masz szczęście, że spieszę się na samolot!
Trzasnął za sobą
drzwiami, ale po chwili znów pojawił się w nich jego blond łeb.
– Aha. Tak poza
tym, już zaprosiłem tu na święta Feniksa.
Zanim Hiruma
wsiadł do stojącej na podjeździe taxówki, doścignęło go parę wyzwisk takich jak
„Ty pomiocie szatana!” czy „Diabelskie nasienie!” oraz para kapci–królików
i jedna nadgryziona drożdżówka.
Przetarła dłonią
zaparowaną szybę i szybko znów objęła duży, ciepły kubek, z którego dobywał się
przyjemny zapach herbaty doprawionej rumem. Wyjrzała na zewnątrz, wzdychając z
dezaprobatą. Świat wyglądał zbyt ponuro, by mu się przyglądać bez potrzeby. Z
całą pewnością można było dostać od tego widoku depresji. Był grudzień, a nie
było ani śniegu, ani mrozu. Tylko deszcz i wahania temperatur, dzięki którym
przeziębiła się już połowa Beacon Hills.
I don't even wish for snow
Właściwie chyba
tylko wszystko co nadprzyrodzone opierało się krążącym w powietrzu
drobnoustrojom. Chociaż, kiedy zaczęła się nad tym zastanawiać, nie dałaby
sobie nawet pazura obciąć czy na przykład takie wendigo są odporne na wirusy.
Znała tylko wilkołaki. I jednego demona. Nigdy nie widziała go z cieknącym
nosem.
Westchnęła po raz
kolejny i odeszła od okna. Rozejrzała się po przestronnym salonie i
powstrzymała kolejne westchnięcie. Tęskniła za swoim małym, minimalistycznie
wyposażonym mieszkankiem w Ikeburko. Ba, nawet mieszkanie z Izayą było lepsze,
niż ten za duży dla niej, zbyt cichy dom, w którym zgodziła się zamieszkać. Ale
odkąd Youichi został zawodowym graczem i zaczął więcej zarabiać, kupował
wszystko, na co wcześniej nie było go stać. Nie potrafiła go przed tym
powstrzymać, więc nie pozostało jej teraz nic innego, jak ignorować
zatrważającą liczbę pustych pokoi. Albo chichotać histerycznie i spierdzielać
za każdym razem, gdy Youichi powtarzał, że te pokoje już niedługo pozostaną
wolne.
And the sound of children's laughter fills the air
Tylko wtedy cieszyła się, że w domu
jest tyle miejsca. Zawsze udawało jej się znaleźć bezpieczną kryjówkę, w której
przeczekiwała atak paniki. To był, póki co, jedyny plus tylu zbędnych
kwadratowych metrów. Ale teraz, kiedy pierwszy raz została sama w ich nowym
domu, spanikowała. Perspektywa przerażająco sennego domu, w którym miałoby się
nieść echo smutnych świątecznych piosenek, sprawiła, że w przerażeniu złapała
za telefon i zadzwoniła po swojego brata.
Odstawiła kubek na
drewniany stół i już miała rozwalić się na kanapie, kiedy usłyszała jakiś hałas
na zewnątrz. Marszcząc brwi, ruszyła do kolejnego okna, po drugiej stronie
salonu, ale tym razem, kiedy przetarła szybę, nieomal nie dostała zawału.
Jakimś cudownym fartem nie wywaliła się na plecy, gdy odskoczyła do tyłu i
potknęła się o pufę, ale i tak soczyście zaklęła, ściągając tym alarmem do
salonu Minako.
– Matko Święta, co
się stało! – zawołała kobieta, przyciskając do piersi młodsze ze swoich dzieci.
– Jakiś chuj
wiesza mi przed domem świecące choinki!
– Słucham? – Minako podeszła do okna i odsłoniła firankę. Wystarczył jej tylko rzut oka na
sytuację, by obdarzyć Ikari karcącym
spojrzeniem. – To nie żaden chuj, tylko mój mąż, kretynko – rzuciła obrażonym
tonem, zestawiając Claudię na nogi.
– To Stiles? –
Ikari raz jeszcze wyjrzała za okno. Tym razem zaczęła przez nie wygrażać
pięściami. – Co on do cholery wyprawia?!
– Skoro mamy tu
spędzać święta, kazałam mu trochę przyozdobić wasz dom.
– Po moim trupie.
– Orihara podwinęła rękawy, najwyraźniej wybierając się na zewnątrz. – Nie ma
żadnego powodu, żeby ryj twojego męża wisiał tuż za moim oknem!
– On tylko wiesza
ozdoby…
– Nie potrzebuję
tych świątecznych gratów!
I don't need to hang my stocking There upon the fireplace
Ikari wybiegła na
zewnątrz w domowym ubraniu, na które składały się wytarte szorty i wyblakły
t-shirt.
– Stilinski!
Natychmiast przestań robić to, co robisz!
– O co ci chodzi?
– Stiles zerknął na nią z wysokości rozstawionej drabiny, nie przestając
montować lampek.
– O to gówno,
które tu instalujesz! – darła się
wilczyca, podskakując pod drabiną. – Natychmiast przestań!
– Moje dzieci będą
mieć wesołe święta, niezależnie od tego u jak ponurych, zblazowanych wilkołaków
będziemy je spędzać.
– Co
powiedziałeś?! – Ikari zatrzęsła drabiną, a Stiles z krzykiem przytulił się do
konaru, do którego montował dekoracje. – Ja po tym lesie biegam, a ty mi tu
kable rozrzucasz! To mój las! Mało ci w nim choinek, żebyś mi jeszcze jakiś
świecący badziew tu rozprzestrzeniał?!
– Niby dobry
argument – zgodził się Stiles, ale jednocześnie nie poddawał się w próbie
zamontowania sztucznej, świecącej choinki do prawdziwej.
Ikari przestała
rozcierać przedramiona i potrząsnęła drabiną jeszcze mocniej, prawie zrzucając
z niej Stilinskiego.
– Hej! No dobra!
Przestań! Chcę tylko, żeby moja żona miała wesołe święta! Powiesz mi, czego ty
chcesz i dobijemy targu!
Wilczyca przestała
trząść drabiną. Mrużyła oczy i szczerząc kły w uśmiechu, popatrzyła w górę.
– Kiedy będę miała
dzieci, przebierzesz się za śnieżynkę i przyjdziesz do ich z prezentami.
– O, czyli zanosi
się na jakieś potomstwo?
Drabina znów
zaczęła się trząść.
– DOBRA! Przyjdę!
– Stiles rozpaczliwie chwytał się lampek, by nie gwizdnąć na ryj z wysokości
kilku metrów. – Ale ty co roku będziesz przebierać się za elfa!
– Dobra, ale to ty
będziesz wynajmował Mikołaja!
– Dobra, ale
otworzymy na święta twoje sake!
– Dobra, ale
wypolerujesz na nie wszystkie kieliszki!
– Dobra, ale nie
będziesz drzeć po mnie mordy przez święta! – Widząc, że Ikari się zastanawia,
prędko zaczął modyfikować warunek. – To chociaż w wigilię od siedemnastej do za
dziesięć dwunasta. Od północy dam ci szanse, byś jak inne zwierzęta mogła
przemówić ludzkim głosem… – Ikari warknęła ostrzegawczo. – Ok, to w pierwszy
dzień, możesz drzeć się na mnie do obiadu, ale potem cisza, no, ewentualnie
możesz sypnąć mi komplementem. Pasi? Warczysz głośniej. Czyli nic z tego? W
porządku. Nie będę się upierał. Ale drugiego dnia…
– …będziesz się
cieszył, jeśli przeżyjesz.
– Więc mamy umowę?
– Mamy.
– I rozejm?
– Przecież mówię.
– A może mam
zagadać z Derekiem, żeby kupił ci coś ładnego pod choinkę?
– Dlaczego akurat
z nim?
– Bo się z nim
kumpluję?
– No i?
Stiles zmarszczył
ciemne brwi i patrzył na Ikari z zastanowieniem.
– To nie będzie go
tu na święta?
– Eee… A czemu
miałby być?
– A nie dla niego
przyjechałaś do Becon?
– Że co?
– Nie, nic… –
Stiles urwał i uśmiechnął się, wpadając na pewien pomysł, ale postanowił o nim
nie wspominać ze względów bezpieczeństwa. – No to może pogadam z Hirumą?
Podobno trzepie teraz niezły hajs, więc na pewno nie ma takiej rzeczy, której
by ci nie kupił… Wystarczy, że powiesz mi, Ikuś, czego pragniesz.
Santa Claus won't make me happy with a toy on Christmas day
Ikari milczała.
– Nie wstydx się.
Co bys chciałą? Jakąś soczystą kosteczkę? A może nowy gryzak? EJ! SOKOJNIE! JA
TYLKO ŻARTOWAŁEM! – Tym razem, gdy drabina uniosła się razem z nim, Stiles
zaczął panikować. – Miałem na myśli jakąś zajebista grę na konsole! Albo
koszulkę! Uwielbiasz t–shirty! To co, może być z półnagim Kakashim?
Drabina przestała
się unosić.
– Koszulka może
być.
Wilczyca już się
odwróciła, by wrócić do domu, ale usłyszała za sobą znaczące chrząknięcie, więc
zagryzając usta zerknęła w górę.
– Co znowu?
– Jakbyś mogła w
zamian wspomnieć Minako, że nie ma potrzeby upierać się, bym nie brał żadnych
nadgodzin…
Ikari warcząc,
wycierała kapcie o wycieraczkę. Zaraz za progiem prawie wlazła w małego
Matie’ego, który raczkował po jej panelach, gaworząc beztrosko.
– Rrrany, dziecko…
– Wzięła małego, roześmianego blondynka na ręce i zaniosła do kuchni, gdzie
Minako parzyła sobie kawę. Oddała jej syna i zaczęła się rozglądać za swoim półlitrowym
kubkiem.
– I co? –
zagadnęła Minako, zgarniając za ucho blond kosmyk; z jej czerwonych włosów nie
zotał już nawet ślad. – Dogadałaś się ze Stilesem?
– Tak, pozwoliłam
mu zbezcześcić swój dom.
Minako pokręciła z
rezygnacją głową. W kuchni zapadła niezręczna cisza. Zbyt długo ze sobą nie kontaktowały
i ucierpiała na tym swoboda, z jaką wcześniej ze sobą rozmawiały. Ikari kręciła
się po własnej kuchni jak po obcym miejscu, nie wiedząc, co ze sobą począć. Już
chciała zacząć jeden z tych błahych tematów, gdy dzwonek do drzwi oznajmił
przybycie gości i wilczyca z ulgą poszła otworzyć.
– Izaya! –
Uradowała się na widok brata dużo bardziej, niż sądziła.
Na ustach Izayi
pojawił się półuśmiech, za którym tęskniła. Wyciągnął ręce z kieszeni i
rozłożył ramiona.
– Witaj,
siostrzyczko. Tęskniłaś za mną?
– Nie za twoim
scyzorykiem.
– Ile jeszcze razy
mam cie za to przepraszać?
– Może do końca
swojego nędznego życia wyrobisz limit.
– Odpuścisz, jeśli
dam ci zaraz prezent?
– Jaki?
Izaya uśmiechnął się
tajemniczo.
– Twój głos przez
telefon nie brzmiał zbyt wesoło, wiec postanowiłem ci przywieźć coś, co poprawi
ci humor. – Sięgnął w bok i wyciągnął zza ściany domu kogoś, kto do tej pory
się tam chował. Skonfundowana Ikari patrzyła na postać stojącą z pochyloną
głową i w kapturze, którą Izaya trzymał teraz przed sobą za ramiona, opierając
na jednym z nich swój podbródek. – Pomyślałem, że potrzebujesz przyjaciela.
Orihara pociągnął
za jedno z kocich uszek w jakie przyozdobiony był kaptur i spod materiału
wyłonił się zadziorny uśmiech, który dobrze znała.
– Trrris! –
wydarła się wilczyca, rzucając się roześmianej kobiecie na szyję. – Co ty tu,
do diabła, robisz?!
– Wpadam z wizytą!
– Tris uniosła w górę dwie butelki wódki, po czym wręczyła je gospodyni i
sprzedała jej w ramię porządnego kuksańca. – Spierdoliłaś z tym demonem na
drugi koniec świata i nawet nic nie powiedziałaś!
– Nie było cię w
Ikeburko od dawna! Myślałam, że…
– To trzeba było
poczekać! Dobra, gdzie tu masz kibel? Twój rąbnięty brat – poklepała Izayę po
głowie – wyciągnął mnie prosto z roboty, muszę się odświeżyć.
– Na piętrze.
Ręczniki masz w szafce po lewej. Kawy?
– Mleka.
– Nic się nie
zmieniłaś.
– Mam nadzieję, że
ty też.
Tris puściła jej
perskie oko i znikła, wbiegając na górę po schodach.
– Ten kto
wymyślił, że „żyją jak pies z kotem” to
negatywne określenie, nigdy was nie widział – stwierdził Orihara, zamykając za
sobą drzwi.
– Dzięki, Iz. –
Ikari uśmiechnęła się do niego i podniosła flaszki, by odczytać etykiety. –
Może to jednak nie będą takie zupełnie nieudane święta.
O jeżu! Z dedykacją? Dziękujeeeeee! <3 <3 :*
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili myślałam, że Shizu, ale szybko zajarzyłam, że to ten blond diabeł, a nie Shizuś.
"– Wybrałem tą zapyziałą dziurę, to (TRIS NIE WIEM CZY TY TO WIDZISZ ALE JA TO WIDZE) Beacon Hills, z twojego powodu! "
<3 love ya
"ak „Ty pomiocie szatana!” czy „Diabelskie nasienie!” oraz para kapci–królików i jedna nadgryziona drożdżówka."
Ta drożdżówka najlepsza.
Z Iki nagle zrobila sie Iv, z Minako Feniksa Ril, pozrdrooo :D
" – Jakiś chuj wiesza mi przed domem świecące choinki!
– Słucham? – Ril podeszła do okna i odsłoniła firankę. Wystarczył jej tylko rzut oka na sytuację, by obdarzyć Ikari karcącym spojrzeniem. – To nie żaden chuj, tylko mój mąż, kretynko – rzuciła obrażonym tonem, zestawiając Claudię na nogi.
– To Stiles? – Ivrel raz jeszcze wyjrzała za okno. Tym razem zaczęła przez nie wygrażać pięściami. – Co on do cholery wyprawia?!
– Skoro mamy tu spędzać święta, kazałam mu trochę przyozdobić wasz dom.
– Po moim trupie. – Iv podwinęła rękawy, najwyraźniej wybierając się na zewnątrz. – Nie ma żadnego powodu, żeby ryj twojego męża wisiał tuż za moim oknem!"
Buahahahaha! O jaaa, zajebista scena!
"– Nie wstydx się. "
ź nie chwyciło chyba.
"i zaczęła się rozglądać za swoim półlitrowym kubkiem."
Uwielbiam półlitrowe kubki. W normalnym za dużo łażenia co chwile po herbate kawe etc, a tak to już się można napić.
O jaaaaaaaa! To jaaaaaaa?! Osz kurwaaa! Osz kurwełeeeeee! Hahahaha. Uwielbiam Cię za to. Tylko kuźwa nie pijam mleka - szczegł. Kurwa, mogę zacząć.
Ja. Kategorycznie. Chcę. Kolejną. Część!
OdpowiedzUsuńSkoro i tak nic nie chcesz, nikt nie zabroni mi pokomentować, nothing left to lose.
OdpowiedzUsuńNikt nie zabroni mi płakać do Gerarda. Waya, oczywiście.
Nikt nie zabroni mi wytknąć Ci literówek.
"Gdy już skończyli to wszystko sobie wyjaśniać, jej mieszanie..." Znaczy, mogła mieszać, ale chyba chodziło o mieszkanie.
"swojego starego, zasłużonego" a nie bardziej wysłużonego? chyba, że zasłużył na niego, to spoko.
Ale i tak, chwalmy Hirumę za świąteczne zaangażowanie. Jako jedyny coś zrobił w te święta. Przynajmniej się postarał. Przydałby się tu też teraz.
Nieźle popieram :) Widzisz, znalazłem chwilę by przeczytać... Co prawda święta święta i po świętach, ale motto mam jedno :P Zawsze można się spotkać na butelkę dobrego alkoholu xD
OdpowiedzUsuńTrzy dni zbieram się do napisania tego komentarza. Trzy dni mam to otwarte tu tak sobie. Ale chyba już będę umiała.
OdpowiedzUsuńZestawienie świąt Bożego Narodzenia, Hirumy i Izayi na kilkunastu metrach kwadratowych jest równym samobójstwem co zadzwonienie na domofon Wilczego o godzinie dziewiątej rano, ale ja jestem jak najbardziej za. Ciągle mam przed oczami Izayę w stroju mikołaja więc nie zdziwię się jak zacznie biegać po chacie w czerwonych rajstopkach jak wypije sake Ikari. Ale czy Izaya się może upić? Czy Ikari wgl się może upić? Czy może znowu trzeba ją podtruć akonitem bądź wstrzyknąć jej jad kanimy? Hiruma jej tam niczego do kawy nie sypie, że tak potulnie z nim mieszka? Wgl czy jest to możliwe żeby demon i wilkołak mieszkali razem a okolica byłaby bezpieczna? Przecież tam piłka futbolowa pewnie wylatuje przez okno średnio co kilka minut. Ale może Ikari zainspirowała się zamkiem w Las Noches i nie ma w domu szyb. Przynajmniej nie musiałaby myć okien :D Ale i tak stwierdzam, że Hikari [ooo lubię. Hikari znaczy światło! :)] jest genialnym pairingiem. Shippuję. Mają szansę stać się po zakończeniu Turn to dust legendą na miarę GrimmIki. Bo skoro 10 lat później są razem i mają się całkiem dobrze, to znaczy, ze przeżyją i wszystko będzie dobrze.
"– Zmieniłam zdanie. Idź w cholerę." O really? :P Nic dziwnego. :P
"– Bo śpisz teraz na forsie i srasz dolarami?" A moze mi pożyczyć 3 tysie na mieszkanie?
"– Ciągle mam ochotę cię czasem udusić" No i wszystko jasne. Zrobi to czy nie, chce wiedzieć. :D
" ze Ikari wybiera numer na swoim smartfonie." Ika ma telefon? :P
" Zanim Hiruma wsiadł do stojącej na podjeździe taxówki, doścignęło go parę wyzwisk takich jak „Ty pomiocie szatana!” czy „Diabelskie nasienie!” oraz para kapci–królików i jedna nadgryziona drożdżówka." To mnie poskładało. :D
To że Ika gdzieś dzwoni to jest coś nowego. Ale lubię.
"– Jakiś chuj wiesza mi przed domem świecące choinki!" A to ci ryzykant! :D Chyba przyzwyczajony do zagrożenia życia i zdrowia.
"– Dobra, ale otworzymy na święta twoje sake!" Dobrze gada polać mu. :D Sake było zajebiste, nawet mojej teściowej smakowało bardzo i już robią zamówienie na następne butelki :D
I coś wreszcie nowego :D Co robi kotołak? Jak wygląda? Jakie ma super moce? :D Chcę wiedzieć! Wreszcie coś nowego a nie tylko, wilkołaki. :P